- Być może jednak napotkałeś wiele trudności, które musisz pokonać, nim z powodzeniem zajmiesz się pięknem?
- Nie ma tu dla mnie na tyle wielkiej trudności, odparłem, bym nie mógł jej z łatwością usunąć.
(Shaftesbury, Moraliści)
Prolog
W 2016 roku na dorocznej wystawie organizowanej przez Royal Society of Portrait Painters w Mall Galleries w Londynie główną nagrodę zdobyła artystka Lantian D za portret Rogera Scrutona[1]. Obraz przedstawia filozofa siedzącego na łóżku/kanapie, który został przyłapany przez portrecistkę w bardzo niekomfortowej sytuacji, jak na dbającego o pozory kulturalnego anglika konserwatystę. Nie wiemy, czy właśnie się kładzie do snu, czy dopiero wstał, w każdym razie jego garderoba jest niekompletna – stopy tylko w skarpetkach, żyjących własnym życiem, nieuważnie podciągnięta nogawka spodni. Poprawnie namalowana biała udrapowana tkanina/prześcieradło w narzucający się sposób odsyła do dwóch dzieł sztuki: Niezasłanego łóżka (1827) Eugène Delacroix i Mojego łóżka (1998) Tracey Emin, które Scruton często zestawiał ze sobą, przekonując, że skotłowane prześcieradło francuskiego malarza rodzi refleksję o ludzkiej kondycji, a instalacja Emin nie posiada żadnej prawdziwej wartości. Na drugim planie zagadkowa głowa konia/osła, dalej wijącą się rzeka Cam, pochylające się nad nią poskręcane drzewo i w dali Uniwersytet Cambridge.
Lantian D, Portret Rogera Scrutona,120 x 60cm, 2014
Lantian D i Roger Scruton, Royal Society Portrait Painters, Mall Galleries, Londyn 4.05.2016
Zaintrygowana obrazem, poprosiłam Lantian o komentarz. W 2014 roku na jednym ze spotkań autorskich Scrutona, zaproponowała mu namalowanie portretu. Zgodził się chętnie i pozował jej w swoim studio przy Piccadilly.
Okazało się, że sofę, na której miał usiąść, przykryto białym prześcieradłem, ponieważ kwiecista tapicerka wydawała się zbyt rozpraszająca. Drzewo skopiowane ze słynnego chińskiego jedwabiu z XII w. Ting Qin Tu (Posłuchaj gry na instrumencie qin), wskazuje na kraj pochodzenia artystki. Natomiast osiołek zapożyczony z obrazu Gilles w kostiumie Pierrota (1719) Watteau ma symbolizować figurę Don Kichota – osiołek chciałby być koniem jak szlachcic z La Manczy chciał stać się błędnym rycerzem i naprawiać wszelkie zło na świecie, narażając się na niebezpieczeństwo, a nawet pośmiewisko. Można sobie wyobrazić Lantian, która z niewinnym uśmiechem mówi: „no cóż, przewidziałam to, że dwa lata później Roger Scruton zostanie pasowany na rycerza przez Królową” (2016 Queen’s Birthday Honours List). Filozof nie był zachwycony końcową wersją portretu, wzbogaconą przez artystkę o „atrybuty” mające go charakteryzować; szczególnie nie przypadł mu do gustu osioł – wolał żeby to był koń.
Pora wyjaśnić powód, dla którego tak dużo miejsca poświęciłam na wstępie portretowi i jego autorce. Otóż w jednym ze swych ostatnich wywiadów na temat kondycji sztuki współczesnej, Scruton jako przykład sztuki posiadającej potencjał podaje właśnie malarstwo Lantian, a konkretnie realistyczne przedstawienia ludzi w londyńskim metrze[2].
Lantian, Miłość
Wydawać by się mogło, że mając przed oczyma konkretne, cenione przez filozofa dzieło sztuki, łatwiej będzie zrozumieć jego pojmowanie piękna i entuzjazm z jakim bronił tego pojęcia. Nic bardziej złudnego.
Punkt wyjścia
Natura piękna i istota sztuki są najbardziej fundamentalnymi i kontrowersyjnymi tematami zachodniej estetyki. Podejmowali ten temat filozofowie greccy, scholastycy, renesansowi humaniści. Piękno było w centrum zainteresowania myśli estetycznej od XVIII wieku, reprezentowanej między innymi przez filozofów takich jak Shaftesbury, Hume, Burke, Kant, Schiller, Hegel, Schopenhauer i Santayana.
Mimo, iż XX-wieczny przełom awangardowy przyniósł „ucieczkę” od piękna, nie zmalało zainteresowanie tym pojęciem. Roger Scruton podejmował problematykę piękna i sztuki w wielu publikacjach i wystąpieniach, z których szczególnie dwie zasługują na uwagę: film dokumentalny Why Beauty Matters (2009) i niewielka książeczka Beauty: A Very Short Introduction (2011).
Filozof przekonuje, że piękno jest uniwersalną potrzebą człowieka, która nadaje życiu sens. Przynosi pociechę w smutku i afirmację radości. Jest wartością równie ważną jak prawda i dobro, jednak jego status nie jest tak jednoznaczny. Niewielu z nas ma wątpliwości co do tego, że powinniśmy chcieć tego, co dobre i wierzyć w to, co prawdziwe. Inaczej z pięknem. Wraz z „odczarowaniem świata”, gdy piękno straciło atrybut boskości – przestano wierzyć powszechnie, że jest emanacją Boga, „estetyczny” sposób życia zaczął być przeciwstawiany życiu moralnemu.
Scruton stawia sobie za cel przekonanie nas, że piękno tak jak dobro i prawda należało i należy do wartości ostatecznych[3]. Przez wartość ostateczną rozumie coś, do czego dążymy dla niego samego, nie potrzebując żadnego dodatkowego uzasadnienia[4]. Kłopot polega jednak na tym, iż angielski filozof zapowiedział, że będzie próbował udowodnić tę tezę nie odwołując się do uzasadnień teologicznych. Sprawdźmy czy mu się to udało.
Z definicji mówiącej, że „pięknym nazywamy coś wówczas, gdy czerpiemy przyjemność z kontemplowania tego jako jednostkowego przedmiotu, dla niego samego, w formie w jakiej się ukazuje”[5], Scruton wyprowadza kilka argumentów logicznych, które mogą być sprawdzianem teorii piękna: 1. piękno dostarcza nam przyjemności; 2. jedna rzecz może być piękniejsza od drugiej; 3. piękno przyczynia się zawsze do większej uważności wobec rzeczy, która jest nim nacechowana; 4. piękno jest przedmiotem sądu, a sąd ten jest sądem smaku; 5. sąd smaku dotyczy pięknego przedmiotu, a nie subiektywnego stanu umysłu - opisując dany przedmiot jako piękny, opisuję ów przedmiot, nie siebie; 6. sądy piękna są sądami bezpośrednimi[6].
Paradoksy przyjemności
Czy można powiedzieć, że piękno zawsze dostarcza nam przyjemności? Potwierdzenie, miałoby oczywiste konsekwencje dla definicji piękna, bowiem za piękne nie moglibyśmy wtedy uznać rzeczy przerażających i budzących grozę, nawet gdyby cechowała je wysoka jakość estetyczna. Nie działa również implikacja w druga stronę. Nieprawdą jest, że zawsze to co dostarcza nam przyjemności jest piękne. Przyjemność czerpaną z obcowania z niewartościowym przedmiotem/dziełem sztuki, Scruton nazwałby „błędną” a na przykład krytyk etyczny Berys Gaut powiedziałby, że jest to niezasłużona odpowiedź (org. unmerited response)[7]. Scruton rzadko używa terminu wzniosłość, określającego jakości, które w odróżnieniu od piękna, nie przynoszą gratyfikacji – w sensie doznawania przyjemności – jakie sprawiają proporcja, harmonia i subtelność. Być może wzniosłość wydała mu się pojęciem zbyt pojemnym, mogącym zmieścić dzieła sztuki prezentujące zwykłą brzydotę.
Scruton uważa za paradoksalne, iż sąd na temat piękna, nawet wrażliwego i najlepiej wykształconego eksperta, nigdy nie będzie miał rangi wypowiedzi naukowej: „Sąd smaku jest autentycznym sądem, który posiada racjonalne uzasadnienie. Jednak uzasadnienie to nie może być nigdy tym samym co dedukcyjny argument”[8]. Gdyby było inaczej odwoływalibyśmy się w spornych sprawach do sędziów i trybunałów piękna, ufając, że wydadzą wyroki sprawiedliwe, wskazując co powinno sprawiać nam przyjemność estetyczną. Filozof zwraca uwagę na potrzebę konsensusu zarówno w dziedzinie moralności, jak i w dziedzinie piękna. Krytykowanie czyjegoś gustu jest obraźliwe, ponieważ odczucie piękna jest wyrazem tożsamości człowieka. Nie można nikogo przekonać, aby coś polubił za pomocą racjonalnych argumentów.
Bezinteresowne zainteresowanie
Przedmiotem sądu estetycznego jest piękno, zaś cechą wyróżniającą ów sąd jest bezinteresowność – tak mówi teoria. Sztandarowy przykład zwolenników bezinteresowności estetycznej, którym posługiwali się już Shaftesbury i Kant dotyczy zainteresowania pięknem natury. Scruton podaje przykład: soczystej, zielonej trawy i krowy, która „stoi na pastwisku w zamyśleniu i wodzi oczami dookoła, możemy powiedzieć, że interesuje się tym co się dzieje (a zwłaszcza potencjalnym zagrożeniem dla swego bezpieczeństwa), ale nie, że interesuje się samym rozciągającym się przed nią widokiem”[9].
Entuzjazm Scrutona wobec duchowego potencjału człowieka wyraża przykład: „Kiedy zatrzymujesz się, by przyjrzeć się dzikim kwiatom lub układowi ptasich piór, doświadczasz wzmożonego poczucia przynależności. […] Wydaje się, jak gdyby świat naturalny, uchwycony w świadomości, usprawiedliwiał jednocześnie siebie samego oraz ciebie. Doświadczenie to ma wydźwięk metafizyczny”[10]. Filozof uważa, że estetyczne spojrzenie na piękno natury jest właściwe wszystkim ludziom. Jest głęboko przekonany, że nawet osoby niewykształcone i pragmatyczne do bólu, doświadczają naturalnego piękna, choć oczywiście nie potrafią opisać tego doświadczenia za pomocą pojęć, tak jak kochając nie umieliby opisać swej miłości.
Podobnie ma wyglądać bezinteresowna, kontemplacyjna postawa wobec sztuki „interesujemy się dziełem sztuki dla niego samego, ze względu na jego »wewnętrzną wartość«, jako celem samym sobie”[11]. Filozof uważa, że nawet jeśli nie do końca jesteśmy w stanie zrozumieć powyższe pojęcia, wiemy co znaczy, że podoba nam się dzieło sztuki/przedmiot i że interesujemy się nim z czysto estetycznych pobudek (kantowski problem „celowej bezcelowości” piękna).
Niestety sądzę, że to zestawienie interesownej postawy pasącego się stworzenia i rozumnej istoty kontemplującej widok sprawdza się – i to nie zawsze – w naturalnej scenerii. Natomiast w przestrzeniach, w których oczekujemy piękna, sprawy mają się zgoła inaczej. Niewinne oko nie istnieje i nie istnieje całkowita bezinteresowność w odbiorze sztuki.
Sceptycznie jestem nastawiona również wobec optymizmu co do powszechności doświadczania piękna. Obawiam się, że nie wszyscy ludzie potrafią kochać. Miłość i piękno potrzebują łaski transcendencji.
Piękno minimalne
Gdy Scruton wśród swych oczywistych prawd o pięknie wymienia stopniowalność sądów wartościujących, broni tym samym estetycznego minimalizmu. Stwierdza, że starannie nakryty stół, porządnie uprzątnięty pokój, profesjonalnie zaprojektowana strona internetowa, dobra para butów, a w szczególny sposób „minimalne piękno bezpretensjonalnej ulicy”, działają tak samo jak wielkie piękno arcydzieł i wiekopomnych osiągnięć architektury – nie tylko sprawiają przyjemność oku, ale dostarczają ważnych znaczeń, które w codziennym życiu mają większą wartość niż niedostępne dzieła sztuki.
Jeśli istnieją rzeczy piękniejsze od drugich, powinno się zawsze dążyć do tych piękniejszych. Pożądany jest tu estetyczny zdrowy rozsądek, który każe nam rozglądać się wokół i w miarę możliwości poprawiać widok otoczenia tak, aby nasze poczucie harmonii nie było nadmiernie urażane.
Sztuka
Scruton jest rozczarowany współczesną kulturą, która – jak mówi – znieczula (anaesthetised) tragedię, smutek i żałobę do banalnej powierzchowności, gdzie wszystko jest zabawą i przyjemnością, zaprzeczeniem rzeczywistości straty i śmierci. Jest surowym krytykiem sztuki współczesnej: gdy pisze, że „sztuka przejęła pochodnię piękna, przebiegła się z nią i upuściła ją w latrynach Paryża”[12], mamy pewność, że rzecz będzie teraz o Marcelu Duchampie. Wypada odnotować, że Scruton doceniał dowcipny „gest” artysty wystawiającego pisuar jako Fontannę (1917), nie mógł zaakceptować jednak całej rzeszy jego epigonów. Muszę tu pominąć odniesienia do obszernej i bardzo interesującej problematyki artystyczno-estetycznej inspirowanej działaniami tego artysty. Ograniczę się tylko do wskazania dwóch pytań, które zadaje filozof: 1. jak nas uwzniośli, poprawi, pozwoli znaleźć swe miejsce w świecie i we wspólnocie z innymi obcowanie ze sztuka pozbawioną mocy piękna – pisuarem i pudełkami, nie mówiąc już o innych degradujących manifestacjach?; 2. dlaczego regułą krytyki we współczesnym świecie sztuki stała się obrona każdego, nawet bezsensownego, a czasem obraźliwego artefaktu?
Pierwsze pytanie jest naturalną konsekwencją programu „wychowawczego”, którego koncepcja wyłania się z pism Scrutona: kultura najwyższych wartości (w tym sztuka dążąca do piękna – jakkolwiek byśmy go nie rozumieli) uczy tego, co powinniśmy odczuwać – w spotkaniach z dziełami sztuki „ćwiczymy” naszą zdolność do współodczuwania[13].
Odpowiedzi na drugie pytanie filozof udziela odwołując się do fałszywego stereotypu spiritus movens, którym posługują się „nierozważni optymiści”, antagoniści „rozważnych pesymistów”. Nowoczesna idea postępu mającego przynieść rozwiązanie wszelkich problemów, stała się zdaniem Scrutona powszechnym zabobonem. Zgodnie z tym stereotypem sztuka musi byś wierna duchowi czasów, a jeśli szokuje, to dlatego, że odbiorca nie nadąża za nieuniknionym postępem:
„niewielka dawka pesymizmu przypomina nam, że wybitną sztukę niełatwo jest stworzyć, że nie ma na nią gotowej formuły i że twórczość ma sens tylko wtedy, kiedy istnieją ograniczające ją reguły”[14].
Angielski filozof nigdy nie ukrywał, że jest zwolennikiem sztuki przedstawiającej, a w szczególności malarstwa figuratywnego, ubolewając, że została ona wyrugowana ze świata sztuki. Odrzuca argumenty krytyków współczesnych o nieadekwatności tradycyjnych środków wyrazu, wśród których koronnym jest rozwój fotografii i sztuki mediów skutecznie zastępujących „stare” techniki. Scruton oponował, że malarz nie zachowuje się jak fotograf chcący unieśmiertelnić chwilę, nie celuje aparatem w pejzaż, który być może nawet nie wyglądał tak jak na obrazie, „próbuje wyciągnąć z niego sens – nie tylko pod względem percepcyjnym, lecz także duchowym”[15].
Portret
Piękno człowieka ma wyjątkową naturę. Jest to piękno osoby i piękno ciała ożywianego przez duszę, we wszystkich swych częściach wyrażającego jej niepowtarzalność. Scruton ze szczególną estymą traktuje postrzeganie twarzy/oblicza osoby. Chociaż w kwestii ludzkiego piękna istniały rożne kanony, to w większości kultur, oczy, usta i dłonie posiadają znaczenie uniwersalne „są bowiem elementami, poprzez które objawia się dusza innego, dając dostęp do jego poznania”[16].
W Obliczu Boga znajdujemy etyczną teorię twarzy. Scruton nie był zwolennikiem najbardziej znanej współcześnie filozofii twarzy Levinasa; podziela z nim jedynie przekonanie co do etycznego charakteru spotkania z twarzą drugiego człowieka. Zarzuca mu „zwodniczą niejasność” i pesymizm[17]. Może tu chodzić między innymi o „doświadczenia twarzy jako nieskończoności”, definiowane w innej tradycji myślenia niż chrześcijaństwo.
Scruton uważał, że właśnie chrześcijaństwo posiada najlepszą odpowiedź na wszelkie pytania dotyczące cielesności człowieka i wyjątkowego znaczenia jego twarzy, a jest nią wcielenie[18]. Opisując niezwykłe miejsce twarzy w relacjach międzyludzkich, nazywa ją za Dantem „balkonem duszy”[19] i przekonuje, że człowiek przejawia się w świecie poprzez swoją twarz, która jest nietykalna i uświęcona. Czyż nie otrzymujemy tu wypowiedzi w duchu chrześcijańskiego personalizmu?
Wybrane obrazy, wskazują iż portret jest najtrafniejszą ilustracją dehumanizujących zabiegów artystycznych – znęcania się nad ludzkim ciałem, obecnych w sztuce współczesnej.
Francis Bacon, Głowa I (1948)
Fransisa Bacona najbardziej interesowało portretowanie człowieka nieszczęśliwego, rozdartego, zagubionego, który jego zdaniem był wyrazem ducha czasów. Stąd tak charakterystyczna dla tego artysty deformacja ciała i twarzy prowadząca ostatecznie do depersonalizacji.
Anthony Azisa i Sammy Cuchera, Dystopia (1994-1995)
Prace amerykańskiego duetu Azis Cucher z cyklu „Dystopia” to typowe działania subwersywne, które można interpretować jako mocny komentarz do patologicznej sytuacji kulturowej współczesnego człowieka albo jako wyraz tej patologii, polegający na bezmyślnej zabawie pikselami, co w przypadku fotografii twarzy człowieka nigdy nie jest bezkarne.
Tracey Emin, Nie wiem kogo kocham (2017)
Tracey Emin od lat jest wierna sztuce nazywanej konfesyjną, czyli emocjonalistycznej i ekshibicjonistycznej. Oskarża się ją o promowanie przemocy, pornografii i dewiacji. A może artystka daje po prostu wyraz nieustającej depresji i powinno się jej prace interpretować jak psychorysunek?
Odd Nerdrum, Ocal kota (2016; fragm.)
W kontekście świętości twarzy może budzić wątpliwości również psychodeliczne malarstwo Odda Nerdruma, chwalonego przez tzw. „krytyków konserwatywnych”. Artysta deklarujący chęć malowania „jak Rembrandt”, jest doskonałym przykładem tego, że doskonałość techniczna nie gwarantuje jakości dzieła sztuki.
Angielski filozof ubolewa nad tym, że artyści współcześni skoncentrowani są na sobie. Akceptuje sztukę jako wyraz samorozumienia, ale nie bezmyślną, ekshibicjonistyczną autoprezentację. Scruton nie chce, aby artysta mówił „spójrz na mnie”, ale „spójrz na to...”, „spójrz na jego twarz”. Obrazy z cyklu London Underground Lantian wzruszyły go, gdyż sprowokowały do spojrzenia z czułością na drugiego człowieka.
Epilog
Sądzę, że orędując za sztuką przedstawiającą, jako najlepiej spełniającą roszczenia piękna triumfującego w przeszłości, Roger Scruton wpadł w zasadzkę misternie przygotowaną przez współczesny świat sztuki. Zbyt mocne przywiązanie do pewnych konwencji/poetyk, wytrąca argumenty w dyskusji nawet życzliwemu sceptykowi. Można dystansować się do wyborów Scrutona w dziedzinie sztuk wizualnych, w końcu był najpierw filozofem, muzykiem, muzykologiem i kompozytorem. Nie można natomiast przejść obojętnie obok jego rozważań o pięknie, które wyrasta z pragnienia jedności z transcendencją.
Nie udała się Scrutonowi czysto filozoficzna obrona piękna. Wybiórczy z konieczności przegląd jego argumentów pokazuje wyraźnie, że mamy do czynienia z argumentacją teologiczną. Scruton ściśle związał istotę piękna o którym pisze, z chrześcijańskim rozumieniem świata[20].
Scruton tak jak Shaftesbury patrzył na świat z entuzjazmem, zachwycał się tym, co istnieje albo inaczej, co istniało i mogłoby istnieć. Świadczy o tym oddanie z jakim broni potrzeby i uniwersalności piękna. Również jego program wychowawczy czerpie inspiracje z teorii Shaftesbury’ego[21]. Można by krótko scharakteryzować ich główną myśl w sposób następujący: 1. sądu smaku (rozpoznawania piękna) można nauczyć, postępując jak platoński położnik, cierpliwie pomagając narodzić się uczuciu/myśli/poznaniu; 2. Jeśli ten proces zakończy się powodzeniem przynosi istotne duchowe korzyści.
Od zawsze nurtuje mnie pytanie czy równoprawne są zdania osób, z których jedna mówi, że warto poświęcić życie na poszukiwanie prawdy, dobra i piękna, a druga przekonuje, że życie nie ma sensu, a prawda, dobro i piękno nie istnieją? Jestem wdzięczna Sir Rogerowi Scrutonowi nie tylko za próbę estetycznego odkupienia świata, ale również za taką oto sentencję: „Człowiek, który mówi nam, że prawda nie istnieje, prosi, abyśmy mu nie wierzyli. A więc nie wierzmy”[22].
Rysunek: Ignacy Czwartos
[1] Lantian D, artystka pochodzenia chińskiego, ukończyła studia magisterskie z zakresu sztuki medialnej i produkcji (MMAP) na UTS w Sydney. Popularność przyniosły jej obrazy przedstawiające w realistyczny sposób pasażerów londyńskiego metra. Była za nie nominowana do nagrody BP (National Portrait Gallery w Londynie); https://www.lantiand.com
[2]T. Oswald, An Interview with Roger Scruton, „Bentham Digest”, The Art Issue, 2020 https://www.ucl.ac.uk/philosophy/sites/philosophy/files/bentahmdigest_issue_3.pdf (dostęp 20.04.21)
[3] Scruton nie bez powodu używa słowa ultimate value (wartości ostateczne), na określenie wartości najwyższych. Nie można utożsamiać tego określenia z wartościami absolutnymi (również najwyższymi) ale wskazującymi na argumentację teologiczną.
[4] R. Scruton, Piękno. Krótkie wprowadzenie, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, 2018, s.14.
[5] R. Scruton, Tamże, s.34
[6] Por. Tamże, s.17.
[7] B.Gaut, Art, Emotion and Ethics, Oxford University Press, 2007, s.227-252.
[8]R. Scruton, Piękno, s.19.
[9] R. Scruton, Przewodnik po kulturze nowoczesnej dla inteligentnych, tłum. J. Prokopiuk, J. Przybył, Thesaurus, 2006, s.52.
[10] R. Scruton, Piękno, s.68.
[11] Tamże, s.27.
[12] Tamże, s.97
[13] S. Scruton, Kultura jest ważna. Wiara i uczucie w osaczonym świecie, Zysk i S-ka, Poznań, 2010, s.69-72. Oraz tegoż, Przewodnik po kulturze nowoczesnej dla inteligentnych, wyd. cyt., s.14-35.
[14] R. Scruton, Pożytki z pesymizmu i niebezpieczeństwa fałszywej nadziei, tłum. Tomasz Bieroń, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2010, s.144.
[15] R. Scruton, Piękno i profanacja w: Muzyka jest ważna, tłum. Katarzyna Marczak, Wyd. Fundacja inCanto, Kraków 2020.
[16] R. Scruton, Piękno, wyd. cyt., s. 53.
[17] R. Scruton, Oblicze Boga, tłum. Justyna Grzegorczyk, Wyd. Zysk i S-ka, 2015, s. 98.
[18] Tamże, s. 222.
[19] Tamże, s. 104.
[20] R. Scruton, Regaining my Religion w: Gentle Regrets: Thoughts from a Life, Continuum, 2006.
[21] A.A.C. Shaftesbury, List o entuzjazmie. Moraliści, tłum., A. Grzeliński, Wyd. UMK, Toruń 2007.
[22] R. Scruton, Modern Philosophy, London 1994, cyt za: F. Fernández-Armesto, Historia prawdy, tłum. J. Ruszkowski, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 1999, s. 220.