Materiały promocyjne
Anatomia upadku to jeden z najszerzej komentowanych faworytów ostatniej prostej oscarowego wyścigu. Precyzyjnie skonstruowany dramat sądowy, na ławie oskarżonych stawiający przyczyny i konsekwencje małżeńskiego kryzysu, z wybitną kreacją Sandry Hüller w roli głównej, to istotnie kino kompletne i spełnione. Film Justine Triet najmocniej działa jednak jako wielowarstwowy traktat epistemologiczny o niezwykle przewrotnej (a jednocześnie zaskakująco trafnej) wymowie, do której większość krytyków zdaje się nie docierać, a która zostaje w głowie i w sercu na długo po opuszczeniu sali kinowej.
Anatomia upadku okazuje się, rzecz jasna, tytułem wieloznacznym, bo film na części pierwsze rozkłada coś znacznie większego niż tylko tajemniczy upadek męża Sandry, kiedy to w niewyjaśnionych okolicznościach wypadł on przez okno i stracił życie. Choć film korzysta z bardzo realistycznej konwencji filmowego kryminału, to nietrudno oprzeć się wrażeniu, że materia przedstawionego na ekranie świata idealnie współgra z emocjonalną stroną tej historii. Oto gdzieś pod Grenoble, na tle potężnych, ośnieżonych szczytów górskich stoi wciąż nieukończony dom, pełen charakterystycznych dla górskiego budownictwa skosów i rachitycznych drabinek prowadzących na kolejne piętra, zamieszkane przez czworo członków rodziny: Sandrę, Samulea, ich syna Daniela i psa Snoopa.
Materiały promocyjne
Tragiczna śmieć Samuela oraz podejrzenie padające na jego żonę, stają się przyczynkiem do pogłębionego studium rodzinnego kryzysu. To kryzys utkany z gęstej sieci wygórowanych ambicji, utraconych złudzeń, urażonej dumy i wyrzutów sumienia. Grube, zimowe swetry nie uchronią przed przeszywającym chłodem, który zapanował pomiędzy małżonkami, a wzajemne poszukiwania winnego jedynie potęgują paraliżującą wręcz samotność i prowokują do kolejnych kłótni.
Czy jedna z nich mogła zakończyć się zabójstwem? Na pewien czas film zamienia się w dramat sądowy w iście amerykańskim stylu, ze stopniowo narastającym napięciem, serią słownych utarczek pomiędzy obrońcą a oskarżycielem oraz emocjonującymi zwrotami akcji w momencie ujawniania nowych dowodów. Jednak największa siła i przewrotność wymowy tej historii ujawnia się dopiero w finałowej puencie filmu, którą postaram się przytoczyć unikając kluczowych dla fabuły spoilerów.
W pewnym momencie okazuje się bowiem, że być może nigdy nie uzyskamy pewności, która z rozważanych podczas śledztwa wersji wydarzeń, jest prawdziwa. Czy oznacza to jednak, że musimy zrezygnować z dotarcia do obiektywnej prawdy o tym, co się stało? Choć początkowo wydawać się może, że film prowadzi nas w rejony filozoficznych rozważań nad subiektywnością prawdy – w niektórych recenzjach znaleźć można tezy o tym, że Anatomia upadku promuje idee moralnego i epistemologicznego relatywizmu, to w ostatecznym rozrachunku film wydaje się raczej z tego rodzaju podejścia wyśmiewać.
Materiały promocyjne
Choć dyskutować można o tym, kto winny jest pogłębieniu małżeńskiego kryzysu, kogo bardziej zaślepiła ambicja, a kto nie potrafił poradzić sobie z porażką, to prawda o śmiertelnym upadku może być tylko jedna. Trudność do jej dotarcia czy możliwości manipulacji dowodami nie zaprzeczają prawdy o jej istnieniu. Ale Anatomia upadku idzie o krok dalej: obiektywna prawda nie tylko istnieje, ale jest wartością absolutnie do życia niezbędną. Brak możliwości jej uzyskania kreuje rodzaj zagubienia, w którym nie jesteśmy w stanie funkcjonować. By się ratować, pozostaje nam jedynie podjęcie samodzielnej decyzji, o tym, którą z wersji wydarzeń uznamy za prawdziwą. Ale sposób w jaki dokonamy tego wyboru pozostaje tajemnicą. Czy zrobimy to rozumowo – po przeanalizowaniu skutków i korzyści, które przyniesie nam wybór każdej z wersji? A może instynktownie, tak jak podpowiadają nam trzewia? Serce? A może dusza? W pewnym sensie film w bardzo zniuansowany sposób okazuje się więc mówić o genezie pojęcia wiary – czy to w religijnym czy filozoficznym rozumieniu. Wiary stojącej w opozycji do materialnie i dowodowo sprawdzalnej wiedzy, ale wynikającej z najgłębszej ludzkiej potrzeby poznania.
Najciekawsze w Anatomii upadku jest to, że w toku filmowego śledztwa, także my, jako widzowie zostajemy zaproszeni do wyboru jednej z możliwych wersji wydarzeń. I paradoksalnie to, w którą z nich zdecydujemy uwierzyć, jednocześnie odwraca wymowę opowiadanej w filmie historii, a zarazem nie ma dla niej znaczenia. Promocyjne materiały przygotowane przez dystrybutora eksponują zdanie: „Czy ona to zrobiła?”. Podczas seansu będziemy zadawać sobie to pytanie, ale w naszych głowach zabrzmi ono zupełnie inaczej niż można się było spodziewać. Bez względu jednak na postawioną przez bohaterów czy widzów diagnozę, w Anatomii upadku ostatecznie to nie dowiedziona szkiełkiem i okiem wiedza, ale pozarozumowa i nieracjonalna wiara okazuje się siłą, która przychodzi na ratunek temu, co najważniejsze. Która buduje i która ocala. Pozwólmy jej ocalić i siebie.