Świeży śnieg rozjaśnia melancholię ulic wrocławskiego Ostrowa Tumskiego i wygłusza akustykę naturalnych odgłosów. Wilgotny przymrozek. Docieramy do wyznaczonego miejsca punktualnie. Dwaj mężczyźni bacznie przyglądają się nam, przekraczającym próg podziemia wrocławskiej kolegiaty pw. Świętego Krzyża i św. Bartłomieja. We wnętrzu szybko formuje się grupa kilkunastu osób. Zaczynam rozglądać się po przestrzeni przesklepionego, gotyckiego podziemia, które od 25 lat pozostaje niedostępne dla wiernych i zwiedzających, a które w latach 1980-1999 była miejscem sprawowania liturgii wspólnoty grekokatolickiej. W otworach okiennych podziemia znajduje się dziesięć z dwudziestu dwóch zaprojektowanych przez Jerzego Nowosielskiego, witraży stanowiących element koncepcji całego wnętrza, a zrealizowanych w nieodległej pracowni cenionego witrażysty Zbigniewa Jaworskiego.
Zwiedzamy dolną kondygnację kościoła, w którym wspólnota grekokatolicka spędziła 19 lat. Do tego wnętrza, oprócz wspomnianych witraży, zrealizował malowany ikonostas i wykonał drobne polichromie, co miało stanowić kompleksowy projekt wnętrza. Ostateczne przeniesienie się parafii grekokatolickiej do katedry świętych Wincentego i Jakuba przy placu Nankiera 15, przerwało prace nad tym wnętrzem. Pozostawione tu witraże, chociaż niekompletne, zrobiły na mnie szczególne wrażenie. Po raz pierwszy miałem możliwość podziwiać na żywo witraże Nowosielskiego. Smukłe sylwety świętych, medaliony i znaki mistyczne. Proste, głęboko przemyślane, regularne podziały szkieł. Błękity, czerwienie, biele - to wszystko. Te okna, to szczeliny do Raju, przestrzenie nasycone głębokimi barwami tajemniczego światła, jak szlachetne kamienie osadzone w zimnych murach promieniują skondensowaną boską energią. Otwarte i zamknięte zarazem. Skąpa poświata mglistego, grudniowego dnia, cudownie rozmnożona łagodnym blaskiem puszystego śniegu za oknami, zapewniła optymalne warunki do oglądania tych szklanych obrazów, które z gotyckiego wnętrza uczyniły przestrzeń „nowosielską” i świętą, tak obcą współczesnemu miastu. Okna oglądane z perspektywy opuszczonego, mrocznego wnętrza, tym bardziej ukazują cudowność i moc języka malarstwa architektonicznego utrwalonego w szkle.
Witraże J. Nowosielskiego w kolegiacie pw. Świętego Krzyża i św. Bartłomieja we Wrocławiu.
Fot. P. Drozdowicz
Pomimo, że realizacja podziemia nie została dokończona przez Nowosielskiego, to jego ikonostas zyskał drugie, wspaniałe życie. Wykonany w latach 1985-87, archaicznie prosty w swej konstrukcji i modernistyczny w swej formie ikonostas, w 1999 roku został przeniesiony w nowe miejsce. Obecnie znajduje się w grekokatolickiej katedrze świętych Wincentego i Jakuba. Szczęśliwie się złożyło, że ikonostas doskonale wpasował się w prezbiterium gotyckiej katedry (poszerzono go zaledwie o kilka centymetrów) i dzięki temu zyskał nowy kontekst przestrzenny i kolorystyczny, a co najważniejsze jest nadal dostępny publicznie. Witraży nie zostały przeniesione, pozostały zamknięte w podziemiach, jak w grobowcu. Nie oglądane, nie żyją. Nie można ich też przenieść, bo wypłynęłoby z nich życie, a w murach pozostałyby tylko trupie oczodoły.
Ikonostas J. Nowosielskiego w katedrze śś. Wincenta i Jakuba.
Fot. P. Drozdowicz
Niedostępny dziś obiekt symbolizuje perypetie innych realizacji Nowosielskiego dedykowanych architekturze, zamalowanych bądź rozebranych. Do najbardziej drastycznych przykładów należy przemalowanie (zniszczenie) polichromii w Olszynach koło Wojnicza oraz likwidacja kaplicy świętych Borysa i Gleba w Krakowie przy ulicy Kanoniczej, której elementy uległy rozproszeniu. Ogromna część twórczości Nowosielskiego była związana z architekturą. Dla Nowosielskiego każdy projekt wnętrza był całościowym obrazem malarskim, gdzie kolory i formy realizują i dopełniają się w przestrzeni. Każde rozdzielenie zaprojektowanych obiektów, „wyrwanie” elementu lub ikony z przestrzeni, niszczy bezpowrotnie całość wizji artysty. Krystyna Czerni zwraca uwagę, że Nowosielski potrafił „reżyserować” sakralne wnętrza, wyznaczyć rolę malarstwu, ale i idealnie zharmonizować je z przestrzenią architektoniczną[1] (cerkiew w Białym Borze, kościół Ducha Świętego w Tychach, kościół Opatrzności Bożej w Warszawie – Wesołej). Jednak, poza kilkoma spektakularnymi realizacjami, jego twórczość w przestrzeni architektonicznej pozostaje powszechnie nieznana, a niezrealizowane projekty stanowią dużą część dorobku artysty.
Nowosielski doświadczał w swej pracy wielu sporo poważnych ograniczeń związanych z brakiem odpowiedniej świadomości zamawiających i odbiorców. Jego potencjał twórczy nie mógł zaistnieć. Niegdyś wspomniał, że w obiektach architektonicznych wykonał tylko niecałe 10 procent tego, co mógłby zrealizować[2]. Tylko w Warszawie przykładami niezrealizowanych projektów są zlecenia na Nowym Mieście, na Miodowej, na Pradze i w Izabelinie. Jego projekty wnętrz, polichromii, witraży i ikonostasów, często w formie enigmatycznych szkiców, które są zapisem kompleksowych koncepcji malowanych wnętrz, pozostają rozproszone w prywatnych zbiorach i nie są udokumentowane, ani skatalogowane – nie są dostępne w formie syntetycznego opracowania czy albumu.
Historię twórczości Nowosielskiego można więc śledzić tropem niezrealizowanych projektów oraz śladami zniszczeń, zamalowań i dezintegracji jego dzieł przestrzennych. To historia tragiczna, w której, jak w zwierciadle, odbija się zraniona kondycja polskiej kultury, dawniej zniewolonej komunizmem, a dziś przytłoczonej globalizmem. Skutkiem tego, narosłe kompleksy niższości nakazują bezkrytycznie naśladować estetykę „zachodu” i tworzyć sztukę bez lokalnej tożsamości, bez swojskiego, czy chrześcijańskiego lub słowiańskiego ducha.
Podziemie kolegiaty pw. Świętego Krzyża i św. Bartłomieja we Wrocławiu.
Fot. P. Drozdowicz
Zwiedzanie podziemia wrocławskiej kolegiaty było jednym z punktów programu konferencji Mikołajki z Nowosielskim, która odbyła się w grudniu 2023 roku, zorganizowanej przez Eparchię Wrocławsko-Koszalińską Kościoła Greckokatolickiego w Polsce, przy organizacyjnym zaangażowaniu ks. Andrzeja Michaliszyna i Andrzeja Polańskiego[3]. Motywacją do jej zorganizowania była chęć przybliżenia i promocji wrocławskiej sakralnej twórczości Nowosielskiego, związanej z przestrzenią architektoniczną. Konferencja wpisała się w szereg wydarzeń Roku Jerzego Nowosielskiego, ogłoszonego przez Sejm RP z okazji 100-lecia jego urodzin, pośród których wymienić można wystawy obrazów Nowosielskiego w Instytucie Polskim w Tokio, w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta oraz w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu. Interesującą propozycją była wystawa projektów polichromii Jerzy Nowosielski i Stanisław Niemczyk – Spotkanie w Galerii Bielskiej BWA, prezentująca zbiory Muzeum Miejskiego w Tychach.
Witraż J. Nowosielskiego w kolegiacie pw. Świętego Krzyża i św. Bartłomieja we Wrocławiu.
Fot. P. Drozdowicz
Jubileusz urodzin Jerzego Nowosielskiego, to dobry pretekst, by postawić pytanie o percepcję i rolę twórczości artysty. Czy, aby na pewno znamy całą jego twórczość, jej przesłanie ideowe i duchowe, czy rozumiemy znaczenie jego sztuki dla polskiej (słowiańskiej) kultury? Dziś większa część społeczeństwa, nawet ta uświadomiona kulturowo, nie wie kim jest Nowosielski. Młodzież studiująca sztukę czy architekturę nie słyszała o nim, a tym bardziej nie zna jego twórczości (dla ich usprawiedliwienia dodam, że nie kojarzą również np. Cézanne’a ani Chagalla). Już w czasach PRL-u Nowosielski znany był poza Polską. Jest niekwestionowanym, „podręcznikowym” przedstawicielem polskiej sztuki współczesnej. Niestety został on zaszufladkowany jako malarz abstrakcji i „świeckich” ikon. W ten sposób został zneutralizowany, stał się bezpieczny, bo zamknięty w kanonie przeszłości, jak gdyby jego czas już minął.
O wielkości i znaczeniu twórczości Jerzego Nowosielskiego napisano już wiele. W tym obszarze szczególne zasługi ma Krystyna Czerni, której publikacje są materiałem nie do przecenienia, przybliżającym dzieło i myśl Nowosielskiego. Wrocławska, wydawałoby się niszowa konferencja, wskazuje tragiczną, lecz jednak nieśmiertelną kondycję sztuki Nowosielskiego. Sztuki, która zawsze niepokoiła swym przywiązaniem do tradycji połączonym z genialnym nowatorstwem. Dziś stanowi prowokację, drażni, inspiruje, zachwyca, ale wciąż wymyka się klasyfikacji. Jego twórczość przełamuje potoczne i zideologizowane rozumienie sztuki współczesnej, gdyż przekracza wszelkie kryteria i paradygmaty nowoczesności. Zbyt wielki, by go ignorować i przemilczać. Zbyt prawosławny dla katolików, zbyt katolicki dla prawosławnych. Zbyt klasyczny (tradycyjny) dla postawangardy, zbyt nowoczesny dla tradycjonalistów. Wciąż źle obecny, niewygodny. Ci, którzy go naśladują popadają w banał, a ci, którzy chcą go zanegować, nie znajdują argumentów. Wielu odbiorców sztuki, artystów, w tym cała rzesza jego studentów oraz humaniści wielu dziedzin, wciąż się na niego powołują i do niego się odnoszą. Poszukujący duchowości w sztuce mają w nim swego patrona, twórcy i odbiorcy sztuki widzą w nim proroka, który połączył świat ziemski, zmysłowy z metafizyką i duchowością wiary.
Ikonostas J. Nowosielskiego w katedrze śś. Wincenta i Jakuba.
Detal, fot. P. Drozdowicz
Warto poszerzyć perspektywę postrzegania jego ikon-obrazów i popatrzeć na nie przez pryzmat przestrzeni architektonicznej, którą Nowosielski czuł, nosił w sobie, a którą „upychał” w ramy swych płócien. Jego fascynacja przestrzenią połączona z genialnym wyczuciem koloru w architekturze pozwala inaczej spojrzeć na jego twórczość sztalugową. No tak, ale Nowosielski nie używał sztalug – malował swe ikony na podłodze albo kładzione płasko na stole. Jest to istotne ze względu na jego genialną inteligencję przestrzenno-wizualną. Obchodząc w trakcie pracy obraz dookoła, mógł stale widzieć go w zmieniającej się, panoramicznej perspektywie. Dla niego poszczególne obrazy były elementami jakiegoś kosmicznego ikonostasu. Przestrzeń „nowosielska” to przestrzeń transcendentna, kosmiczna, zawsze nasycona intensywnym kolorem – a u niego kolor, nawet płasko kładziony zawsze jest przestrzenią[4]. Przestrzeń jego obrazów jest otwarta na wieczność, lecz równocześnie jest jakby zamknięta (ekskluzywna), spełniona, w której nic nie brakuje. Jest ona w jakiś sposób „nowa” i „sielska”. Szczególnie można jej doświadczyć w zrealizowanych przez niego wnętrzach architektonicznych. Mówił, że:
malowanie obrazów to jest przygotowywanie sobie przestrzeni, w której będziemy musieli żyć po śmierci, to jest budowanie sobie mieszkania. Jeśli nie kochasz tego, co malujesz, to szkoda czasu.[5]
Pozytywnym symptomem jest to, że obiekty Jerzego Nowosielskiego wpisywane są do rejestru zabytków, co zapewnia im prawną ochronę i wzbogaca dziedzictwo narodowe. Dzięki temu i staraniom konserwatorów ostatecznie przywrócono zamalowaną polichromię w Olszynach.
Podczas mojego spotkania z Nowosielskim w 1997 roku, w jego krakowskim domu-pracowni, na pytania o kondycję sztuki współczesnej odpowiedział lakonicznie: Na kupie gnoju perła będzie zawsze widoczna. Na gruzowisku postawangardowej kultury i na kupie współczesnych artefaktów aspirujących do świata sztuki, perły Nowosielskiego będą widoczne. Coraz bardziej widoczne. Jego dzieła oddziałują mocno, nawet te ukryte w podziemiach.
[1] Cymer A., Scenografia sacrum. Jerzy Nowosielski i architektura (dostep: 05.01.2024).
[2] Czerni K., Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego, WAM, Kraków 2018.
[3] Mikołajki z Nowosielskim (dostep: 27.12.2023).
[4] Określenia „przestrzeń nowosielska” użył Jerzy Tchórzewski artykule do katalogu towarzyszącego wystawom malarstwa Jerzego Nowosielskiego odbywających się w 1993 roku w Muzeum Narodowym w Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie.
[5] Maciuszkiewicz R., Jerzy Nowosielski. Misterium przestrzeni, artykuł na portalu Niezła Sztuka (dostęp: 30.12.2023).