Skoro sztuki nie są piękne, to są brzydkie!!! Tym, tak misternie ułożonym truizmem, rozpoczniemy wakacyjne rozważania o malarstwie. Dla ścisłości dodam, że malarstwo wraz z jego autonomią, odrębną specyfiką, różnorodnością trendów i stylistyk, wraz z wieloma technikami uznajemy za pełnoprawną dziedzinę współczesnych sztuk wizualnych. Jakkolwiek by to dziwnie zabrzmiało, trzeba to jasno powiedzieć. Malarstwo ostatnio ma się coraz lepiej w przeciwieństwie do innych sztuk wizualnych. Wyodrębnia się ono i autonomizuje ze skleconego w XX wieku postawangardowego monolitu sztuk wizualnych, a którym coraz więcej ludzi jest znudzonych i zmęczonych. W malarstwie wiele jest świeżych zjawisk i poszukiwań języka sztuki. Truizmem jest twierdzić, że malarstwo ma ponad 36 tysięcy lat. Cóż więc znaczy w historii sztuki stuletni epizod awangardy? Dziś właśnie w malarstwie zachodzi ciekawa synteza tego, co stare i współczesne, choć prawdą jest, że daleko mu do jakiegoś złotego wieku. Jednak historycy sztuki, a tym bardziej krytycy uformowani na awangardzie i lewicowej modernizacji kultury, faworyzujący od dziesięcioleci inne, już całkiem nie nowe media, stracili kompetencje by rozumieć, czuć i badać malarstwo. Teraz ich „nowoczesne” teorie sztuki są równie zużyte i archaiczne, co problemy, którymi się obecnie zajmują.
Okres wakacyjny sprzyja, by na szybko spakować walizkę i rozejrzeć się po polskich wystawach. Warszawska Zachęta pokazuje figuratywne, odważne, jasno zdefiniowane malarstwo trójki artystów: Tadeusza Boruty, Antoniego Cygana i Piotra Naliwajki. Do 14 sierpnia 2023 roku, Tamara Łempicka wypełnia sale Muzeum Narodowego w Lublinie, a w Katowicach mamy wystawę prezentującą ogromny cykl Chopinowi Duda-Gracz składający się ze 120 obrazów inspirowanych muzyką Fryderyka Chopina. Malarstwo u nas rozkwita, budzą się Dyrektorzy, pojawiają się nowe wystawy, mnóstwo młodych ludzi „normalnie” maluje. W Poznaniu na UAP-ie z wyróżnieniem obronił właśnie dyplom Mateusz Orłowski[1], prezentując w Galerii u Jezuitów piękne, majestatyczne krajobrazy. Tak! Prawdziwe, klasyczne pejzaże z horyzontem, z niebem na górze, z ziemią na dole i z górami, morzem (takie truizmy). Niemożliwe? Prace wywołały oniemienie i zachwyt komisji, która na chwilę jakby zahipnotyzowana, zapomniała o akademickiej, awangardowo-krytycznej Kinderstube. Sztuka współczesna (globalistyczno-mainstreamowa), od co najmniej dekady jest w permanentnym kryzysie, na który pracowała ponad pół wieku. Akademie kultywujące postawangardowy akademizm wypuszczają całe rzesze epigonów dwudziestowiecznej anty-sztuki. A tu po prostu pojawia się ręcznie malowane malarstwo pejzażowe. Promotor spotykając po raz pierwszy dyplomanta miał stwierdzić, że normalny człowiek mu się trafił. Na wernisażu publiczność przerwała jego wystąpienie gromkimi brawami. Takie rzeczy na wernisażach się po prostu nie zdarzały. Co na to specjaliści, historycy sztuki, krytycy?
Mateusz Orłowski, Zachód słońca,
60 x110cm, olej na płótnie, 2023
W ostatnim, zdumiewającym i pełnym truizmów wywiadzie dla Gazety Wyborczej[2], prof. Maria Poprzęcka mówi, że malarstwo przyciągające tłumy, chętnie oglądane, które podoba się ludziom (w domyśle zwykłym, a nie wykształconym jak ona) nie może być dobrą sztuką. Poprzęcka nie zamierza oglądać Vermeera, bo już kiedyś widziała, na Łempicką się nie wybiera, gdyż według niej są to obrazy malowane pod publiczkę. Mówi, że Beksiński i Łempicka nie stawiają widzom żadnych wymagań. Boli ją tylko, że tego rodzaju malarstwo jest związane z marketingiem i finansami, że jest przedmiotem powszechnej konsumpcji. Mnóstwo truizmów, nic więcej. W sytuacji, gdy się ma wyniosłe przekonanie, że wszystko się widziało i wszystko wie, pojawia się niechęć, by cokolwiek oglądać i poznawać. Jednak wtedy może dopaść człowieka frustracja i zgorzknienie. W czasach, gdy dzieci, młodzież i większa część dorosłych na słowo galeria bierze karty kredytowe i pędzi kupować ciuchy, historycy sztuki obrzydzają wystawy malarstwa. Warto zwrócić uwagę na to, że Poprzęcka określenia: tłum, masa, ludzie stosuje w pejoratywnym charakterze. Tłumie drogi, masowy widzu, światły reprezentancie narodu, który jeszcze chodzisz na wystawy, czy zgadzasz się na takie traktowanie?
Inaczej ma się przedstawiać sprawa ze sztuką postawangardową, którą niewielu chce oglądać i mieć ją w swojej sypialni. Poprzęcka w wywiadzie przekonuje, że dobra sztuka musi być trudna, niezrozumiała, poprzez to ma ZMUSZAĆ do wysiłku. Przyznaje tym samym, że dobra sztuka zmuszając do czegokolwiek ma być opresyjna. Równocześnie Poprzęcka jakby przecząc sobie mówi:
Wdrażanie kogoś do zachwytów jest nieskuteczne i szkodliwe. Sprawa załatwiona przez Gombrowicza: "Dlaczego zachwyca, skoro nie zachwyca?". To przestroga przed pokusą dydaktyzmu, która tkwi nie tylko w nauczycielach, ale też w każdym, kto ma jakąś potrzebę osiągania przewagi, pouczania formatowania ludzi. Wmawiać innym, co ma ich zachwycać - to kuszące. Ale niedobre dla obu stron. [3]
Zanim odniosę się do cytatu, konieczne jest istotne wyjaśnienie: zachwyt w sztuce współczesnej jest kategorią niedopuszczalną, gdyż wynika z Wielkiej Teorii Piękna sprzed okresu awangardy. Z tego płynie prosty i o dziwo logiczny wniosek, że dobra sztuka nie może być afirmatywna. Chciałbym zwrócić uwagę, że zmuszanie do wysiłku, szczególnie gdy trudno rozumieć jego sens, jest nieskuteczne i bywa szkodliwe. Ciągłe, uporczywe pouczanie i formatowanie społeczeństwa w kierunku specyficznej odmiany sztuki jaką jest postawangardowa sztuka współczesna, zwłaszcza gdy dysponuje się instytucjonalną przewagą i publicznymi finansami, jest po prostu przejawem politycznego nacisku i DYKTATURĄ. Niewątpliwie, mówi to ktoś, kto taką pozycję posiada i na wszelkie dostępne sobie sposoby formatuje społeczeństwo, odbierając prawo do wolności osądu i zachwytu.
Łempicka, fot P. Drozdowicz
Co robić w przypadku, gdy w kontakcie z dziełem sztuki zachwyt rodzi się spontanicznie i to bez przyzwolenia, udziału i kontroli specjalistów? Skoro malarstwo ZACHWYCA, to dlaczego ma nie zachwycać? Wdrażanie do zachwytów, szczególnie małe dzieci i młodzież, jest bardzo cenne i pożyteczne w ich ogólnej edukacji, w rozwoju wrażliwości na świat i ludzi, a nawet na zwierzątka.
Dobra sztuka musi być też kosztowna w realizacji. Jako wzór dobrej sztuki Poprzęcka przywołuje konceptualne anty-instalacje Jamesa Turrella, który NAKAZUJE w galeriach i muzeach demontować stropy i dachy, by widzowie mogli zobaczyć zwykłe niebo. Ponoć podobny projekt przygotował dla CSW Zamek Ujazdowski i nikt w „ciemnej” Polsce nie chciał się na to zgodzić. U nas szanujemy zabytki i mimo globalistycznego ogłupienia zachowujemy krytyczny rozsądek! Wyobraźmy sobie demolowanie dachu w CSW na koszt państwa, tylko dlatego, że nasza specjalistka uważa artystę za najgenialniejszego na świecie. Turrell uprawia typową konceptualną tautologię. Joseph Kosuth wyjaśnia, że dzieło sztuki jest tautologią w tym sensie, że ukazuje intencje artysty, który powiada, że to właśnie dzieło sztuki jest sztuką[4]. Niebo jest po prostu niebem, a sztuka, skoro jest w galerii bądź w muzeum jest po prostu sztuką. Współczesny historyk sztuki na tej podstawie produkuje kolejną, grubą warstwę tautologii: niebo widziane w naturze i niebo widziane w galerii oznacza również niebo, z tą różnicą, że niebem w galerii nie należy się zachwycać, bo to jest szkodliwe. A skoro Gombrowiczem zapychamy wszystkie luki intelektualne, to teraz stanowczo mówimy: koniec i bomba, a kto oglądał ten trąba!
Przypomnijmy sobie fundamentalne dla sztuki kwestie, które powinny być omawiane na wykładach z historii sztuki. Po pierwsze, w konceptualizmie nie trzeba realizować dzieła, aby ono zafunkcjonowało – tak jest dużo taniej. Skoro idea zapisana w umyśle artysty uleci, to żadna strata – może nie była zbyt dobra, by ją zapamiętywać. Po drugie, sztuka zawsze znajdowała SZTUCZNE środki wyrazu i media, by coś PRAWDZIWEGO przekazać. Pokazywać prawdziwe niebo, by powiedzieć o niebie jest czystą tautologią. Nie uzasadnione artystycznie byłoby więc w jej konsekwencji demolowanie budynku. Po trzecie, wielokrotnie taniej jest namalować, choćby sto obrazów nieba i zrobić wystawę. Jest pewien szkopuł, trzeba to umieć zrobić, by nie było kiczowato. Swoją drogą immersyjne prace Turella są bardzo ładne, pełne delikatnych, wielobarwnych świateł i subtelnej gry kolorów, dzięki czemu architektura staje się mniej materialna, niż widoki nieba i pejzaże. Jak można tego nie zauważać i się tym nie pozachwycać?
Miało być lekko, wakacyjnie, lecz ciężkawo się zrobiło. Walizka spakowana, strumyk płynie zwolna, dookoła góry, las – truizmy i tautologie bawią nas.
Poprzęcka do deprecjonowania i obrzydzania współczesnego malarstwa stosuje szereg truizmów mających być argumentami w badaniach o sztuce. Dostaje się również Van Goghowi, który do niedawna wielkim rewolucjonistą był. Bo zbyt popularny i dla niektórych stał się fetyszem. Bo Van Gogh zachwycał się żółtym kwiatem, a masy chcą to teraz oglądać. Fakt ten ma być dowodem, że słoneczniki nie są dobrą sztuką[5]. Pomijam tu maksymalnie wywody o problemach popkultury i fetyszach, czynione przez panią profesor, ale mam nadzieję, że usprawiedliwia mnie wakacyjne prawo do truizmu. Idąc tym tropem rozumowania przypuścić można, że dla naszych specjalistów twórczość Jerzego Dudy-Gracza, którego opus magnum można oglądać do marca 2024 roku w Muzeum Śląskim w Katowicach, również nie może być dobrą sztuką, bo...
Truizmem byłoby stwierdzenie, że sztuka wspomnianych malarzy nie jest uznawana przez postawangardę za dobrą, gdyż się świetnie sprzedaje poza kontrolą i przyzwoleniem instytucji sztuki współczesnej. Jedynie dzieła konceptualno-krytyczne, nafaszerowane meta-narracją i tautologią są dla historyków sztuki dobrą sztuką. Oj, jak środowisko artworldu pilnuje interesów, a kompleksy wynikające z bycia nieakceptowanym oraz zazdrość o finanse dusi i męczy postawangardę. A co z Sasnalem, który tak dużo i drogo sprzedaje? Przecież Vogue Polska i Elle czynią z niego gwiazdę i chętnie robią z nim wywiady. Czy jego malarstwo jest dobrą, czy złą sztuką?
Rzymskie figuracje, P. Naliwjako-Zacheta. fot. P. Drzodowicz
Zrozumielibyśmy bez problemów, że Poprzęcka po prostu osobiście nie lubi malarstwa, tylko po co te wszystkie pseudonaukowe truizmy generować? Współczesna sztuka jest dobra, bo masy nie chcą mieć jej w sypialni? Jest dobra, bo finansuje ją państwo, a przysłowiowa pani Krysia czy Marysia z poważnej instytucji ustali kto jest wielkim artystą. Czy to są ostateczne argumenty w wartościowaniu sztuki? Wszystko to ujawnia poważny kryzys dyscypliny nauk o sztuce i samej historii sztuki. Wyznawcy Fukuyjamy, propagatora końca historii doprowadzają również do „zarżnięcia” historii sztuki, w przekonaniu jakoby postawangardowy, dadaistyczno-konceptualny nurt anty-sztuki miałby być jedynym, najdoskonalszym i ostatecznym „stylem” w sztuce. Skoro profesor akademicki na wszelkie sposoby zniechęca ludzi do odwiedzania wystaw, do oglądania i poznawania dzieł, zniechęca do refleksji, do fascynacji i zachwytów, to historia sztuki i krytyka artystyczna stają się sztuką obrzydzania sztuki. Jest to kolejna odsłona globalistycznej cancel culture.
Wszystkim, którzy zachowali jeszcze poczucie wolności, mają w sobie odrobinę wrażliwości i nie boją się zakazu zachwycania, życzę dobrych wakacji. Zawsze przecież można zrobić selfie przy obrazie, który nas zachwycił i wysłać znajomym. Naprawdę MOŻNA!
[1] Wystawa "Pejzaże" - wystawa malarstwa Mateusza Orłowskiego. Galeria u Jezuitów 06.2023 r. Orłowski studiował filozofię i teologię, sinologię w The Beijing Center for Chinese Studies w Pekinie. Edukację artystyczną rozpoczął w The Watts Atelier of the Arts w Stanach Zjednoczonych i kontynuował ją na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Jest jezuitą.
[2] Dlaczego cały świat wali na Vermeera, a cała Polska na Łempicką. "Muzea jak hollywoodzkie studia", w: "Gazeta wyborcza", opublikowany dn. 05.05.2023 (dostęp: 15.07.2023).
[3] Tamże.
[4] Sztabiński G., Tautologie konceptualne. w: Sztuka i Dokumentacja, nr 6 (2012), 2012, s. 89.
[5] Męczennik sztuki czy popkulturowy fetysz? Rozmowa z Marią Poprzęcką, "Teologia Polityczna", 27.03.2023, (dostęp: 15.07.2023).