„Jeżeli rysunek naprawdę żyje, to żyje pomimo i nawet dzięki błędom,
opuszczeniom szczęśliwym, wtargnięciom wypadkowości pośpiechu, gorączki écriture,
opuszczeniom, które obnażają to, co w widzeniu było istotne,
a co w tym widzeniu istniało mniej albo wcale”.
Józef Czapski, Wyrwane strony
Józef Czapski, Autoportret, pióro,
tusz w tonie czarnym na papierze naklejonym na karton, 20,9 x 13,1 cm
Świadkowie życia i twórczości Józefa Czapskiego przywołują często charakterystyczny dla jego stylu bycia fenomen – potrzebę notowania, rejestrowania w formie szybko powstających rysunków wszystkiego, co wydarzało się w przestrzeni jego wzroku, w obszarach ważnych dla niego przeżyć, pełnych istnienia wizualnych odkryć i „zobaczeń”. Na co dzień zachowywał się tak, jakby zaglądał pod podszewkę napotykanych odsłon widzialnych światów. Miał tę królewską, prorocką cechę, by we wszystkim co widzialne, dostrzegać niewidzialne. Zawsze był ubezpieczony w mały notes i coś do rysowania. Można go było często obserwować przy dworcu Saint-Lazare, w salach paryskich muzeów lub w kawiarni, a niekiedy na ulicy, jak w napiętym skupieniu kreśli i rysuje kogoś, kto wizualnie zatrzymał jego uwagę lub notuje coś, co nim wstrząsnęło - dotknęło jego czujną i twórczo napiętą wrażliwość. On musiał robić swoją robotę tak, by „być na końcu” ołówka, flamastra czy pędzla; tego, co akurat w danym momencie miał pod ręką i używał.
Rysował w taki sposób – celnie podkreśla Anna Baranowa – żeby „każda kreska i kropka, którą nakreśli, była nasiąknięta życiem”[1].
Kto spotkał się z twórczością Czapskiego, ten doświadczył jak w akcie przemienienia przez oko artysty, wyistacza się i objawia to, co zobaczone. Nie sposób było nie zauważyć, że ma się do czynienia z kimś wyjątkowym, z kimś, kto przekracza miary i rytmy codziennego życia, kto je uzupełnia i wzbogaca o dodatkowe rejestry. Za takiego go uważano, choć fachowcy od sztuki często „kręcili nosem” na tę jego artystyczną robotę, jakby za bardzo chropawą, dziwną i surową, niemieszczącą się w dominujących aktualnie modach, ani przyjętych estetycznych gustach. Trafnie niekiedy jego pracę określano mianem tak dziwnym, jak zadziwiający był on sam i jak zdumiewał odbiorców jego artystyczny, indywidualny styl. Ani specyficznie postimpresjonistyczny, ani tym bardziej abstrakcyjny.
Podkreślano z akcentem – ta twórczość jest po prostu „czapska”, tworzona mocno ekspresyjnymi barwami, z szorstką, niekiedy wręcz brutalną, malarską fakturą. Jego obrazy porażają uważnych odbiorców wyrazową szczerością, formalną prostotą i jego własną, tworzoną osobno, „prawdą widzenia”.
Józef Czapski, Kobieta w kapeluszu, pióro,
tusz w tonie czarnym, akwarela na papierze, 17,2 x 11 cm
O swym namiętnym rysowaniu pisał w dziennikach, językiem niemal moralnym, że jest pokusą, a w istocie było godną zazdroszczenia pasją; ludzką i twórczą namiętnością. Może dziś psychologowie określiliby ją modnym słowem flow, pozwalającą jego tworzeniu istnieć naprawdę i przenosić się jemu samemu w rejony niedostępne dla śledzących go łakomym wzrokiem przechodniów, widzów czy próbujących go naśladować dość licznych admiratorów. Łapał swoim głodnym istnienia okiem widzialną rzeczywistość. Miał oko, które – co dziś coraz rzadsze – patrzy i widzi, jakby istotowo głęboko. Czuł, umiejąc odróżniać prawdziwe bycie od pozorów istnienia. Teresa Skórzewska, przyjaciółka, ale również krytyk sztuki, recenzując jego twórczość, niebywale trafnie napisała, że dysponował on „widzącym okiem”[2]. Większość życia przeżył wśród Francuzów, którzy oprócz samego bycia, brali na poważnie także istnienie jako wydawanie się (être ou paraître) i pełen blichtru egzystencjalny światek, którego Czapski ani nie tolerował, ani nie znosił.
Józef Czapski, Pejzaż z Sailly, 1985,
olej na płótnie, 50 x 64,5 cm
Czuły na różne języki (znał ich biegle kilka), wyczuwał prawdę istnienia i pozory egzystencjalnego trwania. Na wizualnej prawdzie wyrazu zależało mu najbardziej. Zbyt dużo przeżył i nazbyt po ludzku wiele dostrzegał, by mógł się zadowolić pozorami zaistnień człowieka. Błyskawiczny, czuły rysunek przybliżał go do życiowej prawdy i odsłaniał nowe, nierozpoznane dotąd obszary. Jak niegdyś dawni mistrzowie (nulla dies sine linea), w rysowaniu widział sens uprawianego po swojemu twórczego życia. To, co jedyne i niepowtarzalne, przypominające o swoim zaistnieniu w ludzko stającej się realności ujawniało się właśnie w rysunku, w zanotowanej błyskawicznie ludzkiej sylwetce, zatrzymanym geście czy w objawiającym się nagle żywym tchnieniu detalu. Czapski niewątpliwie miał to dojmujące poczucie umykania czy może nawet zanikania ludzkiego istnienia. To wszystko w jego tworzeniu z czasem przeradza się w długo „piłowane” obrazy, pełne wspomnianej wcześniej „czapskości”.
Józef Czapski właśnie do nas powraca jako namiętny rysownik, a w kilku ciekawych odsłonach również jako malarz. Dzieje się to za sprawą bardzo wyjątkowej wystawy, zatytułowanej Józef Czapski. Prace na papierze z kolekcji Grzegorza Przewłockiego, którą od 9 marca do 20 maja br. możemy oglądać w warszawskiej Galerii aTAK.
Józef Czapski. Prace na papierze z kolekcji Grzegorza Przewłockiego,
Widok wystawy Galeria aTAK
Józef Czapski. Prace na papierze z kolekcji Grzegorza Przewłockiego,
Widok wystawy Galeria aTAK
Jest to bardzo profesjonalnie i z wystawienniczym smakiem przygotowana, niemalże rodzinna ekspozycja szczególnych – bo noszących osobisty rys – arcydzielnych, twórczych zaistnień artysty. Dla Grzegorza Przewłockiego, udostępniającego zbiory właściciela kolekcji, Czapski był „wujem Józiem”, bratem jego babki Karoliny. Prezentacji prac towarzyszy estetyczny, opatrzony komentarzami katalog. Z jednej strony możemy w nim przeczytać bardzo osobisty tekst Grzegorza Przewłockiego, prezentujący Czapskiego jako bliskiego, otwartego na rodzinę, krewnego. W tekście tym po raz kolejny odnajdujemy potwierdzenie wielokrotnie powtarzanych, licznych świadectw życia malarza jako wyjątkowo otwartego i czułego człowieka[3].
Z drugiej strony mamy możliwość zapoznania się w katalogu z wnikliwym i rzeczowym, odkrywającym arkana twórczej genealogii Czapskiego, tekstem Iwony Luby, który stanowi ciekawe połączenie osobistego i profesjonalnego spojrzenia na prace rysunkowe artysty. Jest on także zniuansowanym poznawczo spojrzeniem na artystyczną rangę prezentowanych na wystawie rysunków mistrza[4]. Mają one dwojaki wyraz. Niekiedy są zrobione „w tonie czarnym”, głównie przy użyciu pióra czy tuszu, a innym razem, co skądinąd bardzo dla nich charakterystyczne, są połączeniem różnych technik: ołówka zderzanego z kredkami, tuszem czy pastelami, potem dodawanego choćby flamastra czy akwareli.
Józef Czapski, Maria Czapska nad morzem, lata 50. XX w.,
olej na płótnie, 54,5 x 45,5 cm
W tych rysunkowych arcydziełkach dzięki nawarstwianiu się kresek oraz rysowanych i kolorowanych powierzchni, zagęszcza się zanotowana faktura, dając wrażenie świeżości i niezwykłości stwarzanego na papierze świata. Rysownik staje się w nich stwórcą, opowiadającym niejako ludzki świat na nowo i od początku. Bez twórczej obecności artysty nasz świat byłby o to kreślenie i rysowanie nieporównanie uboższy. W szybko stającym się życiu, przez niektórych nazywanym dromologicznym[5], robiący rysunek artysta wyraża ogólnoludzką, niekiedy zapominaną, najważniejszą być może naszą potrzebę – potrzebę uprawiania świadomie utrwalanej obecności. Zwłaszcza jest to ważne w dobie wirtualnego znikania samego człowieka, nie mówiąc już o upłynnianiu się samego człowieczeństwa. Czy aby na pewno wystarczy być? I czy dla pełni życia konieczne nie staje się refleksyjne, wspomagane właśnie twórczością, a więc i tajemnicą, świadome istnienie? Współczesny, funkcjonalny i konsumpcyjnie zglobalizowany świat tym bardziej powinien pamiętać o twórczości jako podtrzymywaniu ognia prawdziwego i uważnego życia.
„Lekarstwa na błędy – pisała wciąż czytana przez Czapskiego filozofka, Simone Weil – szukać należy w działaniu uwagi, a nie woli”[6].
Rysunki współczesnego twórcy, tak samo jak kreślone w jaskiniach naszych praprzodków rysunki sprzed tysięcy lat, nie są tworzone po to, aby dzięki nim zdobyć niezbędne do przeżycia pożywienie. Zarówno mieszkańcy prehistorycznych światów, a dzisiaj ich współcześni następcy, opowiadają nasz ludzki świat, poszerzając jego granice i zarazem stwarzają jego nowe odsłony i wymiary. To, co najpotrzebniejsze w naszym życiu może być tylko pozornie zbędne. Wraz z tymi rysunkami wracamy do początków i źródeł istnienia, a czysto myślowo także do początków samej sztuki. To rysowanie czy rejestrowanie kreską wizualnych zaistnień człowieczego świata, wydaje się stwarzaniem na nowo, a także odkrywaniem nowych i wciąż dla nas niejawnych wymiarów bytu; niepowtarzalnych ludzkich istnień, które objawiają się choćby w prezentowanych na wystawie portretach.
Józef Czapski, Dziewczyna z papierosem, pióro,
tusz w tonie czarnym, akwarela na papierze, 15,8 x 12 cm
Czapski swoimi rysunkami przywołuje i przypomina jedną z bardziej doniosłych kwestii, która ostatnimi czasy zdaje się być pomijana i lekceważona nawet w wyższych szkołach artystycznych. Przypomina mianowicie o wielkiej ludzkiej zdolności – wyobraźni widzenia człowieka. Twórczy geniusze, jak choćby William Blake czy Albert Einstein, doceniali wyobraźnię jako największą ludzką funkcję istnienia, podkreślając przy tym, że bywa niekiedy ważniejsza od wiedzy. Czapski w rozmowach wielokrotnie zwykł podkreślać, że ponad obrazy i sztukę, ceni i kocha człowieka, który był dla niego najpełniej rozumianym wyzwaniem i zarazem najważniejszym twórczym zadaniem. Jako twórca pragnął widzieć i artystycznie wyrażać istnienie oraz niewypowiedzianą obecność człowieka w świecie.
Skąd pochodziła ta jego niebywała pasja do człowieka? Czapski przyszedł na świat w rodzinie z licznymi europejskimi i arystokratycznymi koneksjami, a potem dojrzewał w wielokulturowym środowisku, zakorzenionym w najważniejszych europejskich kulturach. W nieludzkim okresie czasu Zagłady uczył się trudnej sztuki współistnienia z ludźmi. Okrutną historię obu wojen światowych widział nie tylko jako heroiczny świadek epoki, ale także jako wojownik zaangażowany w nieprzerwaną walkę ze złem. Był Orfeuszem w historycznym piekle XX wieku. Wiem, że to wciąż mało powiedziane, żeby wytłumaczyć jego niezwykłą miłość do ludzi. W czasach „znicestwienia” człowieka, on tego człowieka umiał nie tylko umiłować, ale też podnieść do rangi najwyżej stawianego bytu. Jego postawa może być ważnym odwołaniem zwłaszcza dziś, kiedy to używając mało wyrafinowanych argumentów posthumanizmu, każe się nam myśleć o końcu i śmierci człowieka.
Józef Czapski, Zbigniew Herbert, 1966, pióro,
tusz w tonie czarnym na papierze, 14,5 x 10,3 cm
Wyobraźnia jako ludzka zdolność widzenia, pozwalała Czapskiemu dostrzegać ludzi – najpierw tych, którzy byli mu człowieczo i twórczo bliscy, ale także tych, którzy wyznaczali wyjątkowy horyzont istnienia w kulturze ogólnej, ludzkim formatem wykraczając poza rejony czysto osobiste. Józef Czapski należał do twórców znających w zasadzie najważniejszych ludzi swojej epoki; znajomości z Anną Achmatową, Charlesem de Gaullem czy André Malraux mogą mówić same za siebie. Otaczał się myślicielami, artystami, wybitnymi ludźmi kultury, dostrzegając przy tym również zwyczajnych, przeciętnych ludzi, napotykanych na drodze swojego życia. W jego życiu było miejsce zarówno dla Czesława Miłosza, jak i Zbigniewa Herberta, dla Gustawa Herlinga-Grudzińskiego oraz dla filozofki Jeanne Hersche, dla krytyka i pisarza Konstantego Jeleńskiego oraz dla Anieli Mieczysławskiej, emigracyjnej działaczki i współpracownicy paryskiej „Kultury”. Przyjaźnił się z przedstawicielami rodu Nicolaiów czy Meyendorffów, ale dostrzegał także fryzjerkę, która strzygąc go akcentowała, że „robi stale piękne rzeczy” („Et vous faites toujours de belles choses”)[7].
Kogo dokładnie możemy zobaczyć na prezentacji rysunków Józefa Czapskiego w Galerii aTAK? W pierwszej kolejności możemy zobaczyć autoportret z przełomu jego twórczości (1951), wchodzenia niejako w nowy, powojenny etap twórczego życia. Warto podkreślić, że autor Patrząc należał do tych twórców, którzy konsekwentnie i z uporem studiowali wizualnie tajniki swojej własnej tożsamości. Przyglądanie się sobie było istotnym czynnikiem nie tylko do śledzenia artystycznego procesu, lecz stanowiło również bazą dla analizy postępów twórczej świadomości. To wszystko wykraczało daleko poza pochopnie przywoływany w takich okolicznościach narcyzm czy niezdrowy egoizm. Czapski jako artysta miał te kwestie dobrze przemyślane i uporządkowane, czego dowód daje w eseju pod wymownym tytułem Ja[8].
Józef Czapski, Marynia (Maria Czapska), pióro,
tusz w tonie czarnym na papierze naklejonym na karton, 18 x 12,3 cm
W następnej kolejności możemy zobaczyć na wystawie bardzo rysunkowo wrażliwe młodzieńcze portrety Grzegorza Przewłockiego oraz kreślony niezwykle czułą kreską portret Karoliny z Czapskich Przewłockiej. Podobnie jest z portretem Maryni Czapskiej, być może najbliżej z malarzem związanej kobiety; siostry i powierniczki codziennego życia. Potem zjawiają się portrety z lekka ironiczne, z jakże celnym i krytycznym, wyostrzonym rysunkowo spojrzeniem. Najpierw portret wielkiego pisarza i znawcy sztuki, w którym Józef Czapski znajdował polemistę i uosobienie artystycznego światowego grand monde oraz twórcę ważnej w XX wieku idei musée imaginaire – chodzi oczywiście o André Malraux. Mamy także żywe, rysunkowo zadziorne ujęcia głowy Zbigniew Herberta – pełne zadumy czy może zdziwienia światem. Jest zatrzymany niespokojną kreską wybitny tłumacza Karl Dedecius czy zakreślony dynamicznie piętrzącymi się liniami zaprzyjaźniony francuski historyk, Daniel Halévy. Jest wreszcie naszkicowany z użyciem pastelu bardzo ostrymi, przerywanymi liniami Sławomir Mrożek. Znajdziemy też portret ukochanego malarza Czapskiego, Jeana Colina. Ciekawy rysunkowo wydaje się karykaturalnie zatrzymany obraz twarzy Jerzego Zawieyskiego, jakże prawdziwy w kontekście niedawnych ustaleń badaczy jego twórczości[9].
Później następuje seria rysunkowych studiów portretowych twarzy różnych kobiet. Szczególną uwagę zwróciłbym na pewien malarski, portretowy cymes z kolekcji Grzegorza Przewłockiego: kolorystycznie stonowany obraz twarzy dostojnej, dojrzałej kobiety, o szlachetnym, arystokratycznym wyglądzie. Jest to po raz pierwszy publicznie pokazany olejny portret Catherine Djurklou z 1951 roku. Odkrywa ją ostatnio dla miłośników twórczości Czapskiego jego amerykański biograf, Eric Karpeles, pisząc, że była jedną z najważniejszych kobiet w życiu artysty. Karpeles odwiedza jej syna, śledzi koleje jej losu, próbując dociekać, jaki charakter miał ten owiany tajemnicą związek, aby odkryć jego miejsce w życiu Czapskiego. Catherine Rose Djurklou (1909-1977) z domu Harrison była z pochodzenia Kanadyjką, początkowo silnie obecną w życiu malarza. Mimo, że ostatecznie wyszła za mąż za szwedzkiego arystokratę i milionera, to nigdy nie zerwała nie tylko kontaktów z Czapskim, ale i natury łączącej ich więzi.
„Czapski zachował – dodaje Eric Karpeles – ponad sto listów Catherine. Tchną przywiązaniem, wdzięcznością, podskórną tęsknotą. (…) Bez względu na to, jak konsekwentnie Catherine wyznaje miłość i wspomina o radości z jego czułych listów, nie sposób wiedzieć, czy Czapski odpowiadał równie silnym uczuciem”[10].
Józef Czapski, Martwa natura, 1968, pióro,
tusz w tonie czarnym, akwarela na papierze, 21,2 x 27,1 cm
Dalej następuje seria rysunkowo złożonych, akwarelowych obrazów, przedstawiających głównie kwiaty. Są one kolorystycznie ekspresyjne, wyrazowo chropawe, świetnie oddające złożone i ukryte w ciszy życie martwych natur. Możemy poza tym zobaczyć obrazy miejsc, jak choćby rzadko eksponowany Widok z Kazimierzy Wielkiej, który jest olejnym pejzażem, ocalałym z pożogi II wojny światowej. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że większość przedwojennego dorobku Czapskiego uległa zniszczeniu, co stanowi o wyjątkowości ocalałego obrazu. Są też inne pejzaże; głownie poruszające widoki natury, odsłaniające intensywność i ciepło malarskiego spojrzenia Czapskiego, który za mistrzami malarstwa (między innymi za Paulem Cézannem) uważał, że natura to twórczy słownik artysty, dający mu wgląd i dostęp do najskrytszych tajemnic wszystkiego, co istnieje oraz umożliwiający mu porozumiewanie się ze światem na najwyższych i ciągle żywych rejestrach istnienia.
Jedni interpretatorzy dzieł Czapskiego – jak choćby Konstanty Jeleński – uważali, że to czas naznacza i określa je tematycznie i znaczeniowo[11]. Inni, jak choćby Murielle Gagnebin – pierwsza monografistka malarskiej twórczości Czapskiego – pisali, że twórczość ta koncentruje się na studiowaniu znaczenia miejsca w ludzkim życiu[12]. Szwajcarska badaczka koncentrowała się zwłaszcza na artystycznych „kadrażach” Czapskiego jako artystycznych dominantach jego twórczości[13]. Warszawska wystawa w galerii aTAK akcentuje wprawdzie portrety i pejzaże, ale we wszystkich eksponowanych pracach pojawia się wzmiankowany przez krytykę, naznaczający je rys czasu. Wszystkie te niespokojnie biegnące linie i kreski, żywo zapisane i zaznaczane ślady ruchu są znakami przemijania, tajemnicy i obecności „innego wymiaru” w nas i w naszych stających się światach. Są wyrazem dynamiki naszego istnienia, które Czapski opatrzył sygnaturą swojej twórczej osobowości.
Józef Czapski. Prace na papierze z kolekcji Grzegorza Przewłockiego,
Widok wystawy, Galeria aTAK
Józef Czapski. Prace na papierze z kolekcji Grzegorza Przewłockiego,
Widok wystawy, Galeria aTAK
Wystawa staje się także rodzajem artystycznej celebracji, minionej w styczniu tego roku, trzydziestej rocznicy śmierci Józefa Czapskiego. Warszawska prezentacja głównie rysunkowych dokonań autora Na nieludzkiej ziemi osiąga w obecnym pejzażu sztuki w Polsce niejako dwojaki wymiar. Na jednym poziomie staje się swoistym, bardzo intymnym hołdem złożonym malarzowi przez bliskiego krewnego oraz krąg związanych z nim osób, w tym samą Galerią aTAK. Jednak jako artystyczna całość, wystawa ta kreuje wydarzenie ważne w polskim pejzażu artystycznym: wart uwagi i docenienia akt pamięci o człowieku-artyście, który swoim dziełem, wyjątkowym człowieczeństwem oraz dokonaniami, wykreował twórcze dzieło wykraczające daleko poza wymiar indywidualny i czasowy.
W swej randze i znaczeniu dla polskiego życia artystycznego dzieło Józefa Czapskiego, co warto mocno podkreślić, staje się uniwersalne. W tak zarysowanym kontekście ekspozycja warszawskiej galerii aTAK jest także ważna z jeszcze jednego powodu. Otóż twórczość Józefa Czapskiego z upływem czasu odsłania się jako żywe dzieło otwarte; jako twórcza, pełna energii, artystyczno-estetyczna całość. Całość składająca się z obrazów i rysunków, ale również z najlepszego w polskiej tradycji pisarstwa o sztuce, do którego wracają sami twórcy, i o które często pytają zwłaszcza młodzi adepci sztuki.
Józef Czapski. Prace na papierze z kolekcji Grzegorza Przewłockiego,
Widok wystawy, Galeria aTAK
Dzieło Józefa Czapskiego to aktualizująca się twórcza droga, po której wciąż z powodzeniem można wędrować, odnajdując na niej inspiracje i cenne rzeczy do studiowania i przemyślenia. W istocie Czapski skonstruował niezwykłą perspektywę twórczości i tworzenia, w której oprócz pracy i procesu, liczy się szczególnie twórcza świadomość. Osobiście nazywam jego projekt czymś więcej niż tylko artystyczno-estetyczną strategią, używając pojemnej formuły „filozofia twórczej egzystencji”[14]. Zakłada on – oprócz artystycznych poszukiwań formalnych – „wymóg transcendencji”, czyli postrzeganie życia artysty jako poszukiwania sensu istnienia oraz świadomości, że w twórczości – jak ujmuje to zresztą sam Czapski – zawsze „chodzi o prawdę”.
[1] A. Baranowa, Powrót Józefa Czapskiego, w: Czapski i krytycy. Antologia tekstów, wybór i oprac. M. Kitowska-Łysiak, M. Ujma, Lublin 1996, s. 102.
[2] T. Skórzewska, Oko widzące, w: Czapski i krytycy. Antologia tekstów, dz. cyt., s. 301.
[3] Z licznych artystycznych świadectw wiemy, że to wzajemne przenikanie się dróg życia i tworzenia w świecie twórców nie jest wcale czymś częstym. Rozmijają się często drogi sztuki i moralności. Warto w tym kontekście przywołać ważny, acz pomijany w Polsce tekst Czesława Miłosza. Zob. C. Miłosz, Niemoralność sztuki, w: tegoż, Życie na wyspach, Kraków 2014.
[4] I. Luba, „Chwile widzenia”. Rysunki Józefa Czapskiego, w: Józef Czapski. Prace na papierze z kolekcji Grzegorza Przewłockiego, Warszawa 2023, s. 25-33.
[5] Por. dromologia, nauka o szybkości choćby w pracy P. Virilio, Bomba informacyjna, przeł. S. Królak, Warszawa 2006.
[6] S. Weil, Świadomość nadprzyrodzona. Wybór myśli, przeł. A. Olędzka-Frybesowa, Warszawa 1996, s. 309.
[7] J. Czapski, Wyrwane strony, Paryż 1993, s. 69.
[8] Por. J. Czapski, Ja, w: tegoż, Czytając, wybór oprac. J. Zieliński, Kraków 2015, s. 140-152.
[9] Por. J. Siedlecka, Obława. Losy pisarzy represjonowanych, Warszawa 2005 oraz tejże, Biografie odtajnione. Z archiwów literackich bezpieki, Warszawa 2015.
[10] E. Karpeles, Prawie nic. Biografia malarza, Warszawa 2019, s. 435-436.
[11] K. Jeleński, Oko i czas, w: Czapski i krytycy. Antologia tekstów, dz. cyt., s. 159.
[12] Znamienne, że podtytuł bogato ilustrowanej monografii Murielle Gagnebin, która została opublikowana w szwajcarskim wydawnictwie L’Age d’Homme brzmi w tłumaczeniu na polski „ręka i przestrzeń”. Por. M. Werner-Gagnebin, Czapski. La main et l’espace, Lausanne 1974.
[13] M. Werner-Gagnebin, Ręka i przestrzeń, tłum K. Jeleński, w: Czapski i krytycy. Antologia tekstów, dz. cyt., s. 157.
[14] Z. Mańkowski, Widzieć prawdę. Józefa Czapskiego filozofia twórczej egzystencji, Gdańsk 2005.