Tak czy inaczej, coraz wyraźniej widać, że historyczny liberalizm jest jak zegar słoneczny, który nie wskazuje czasu w ciemnościach. Liberalizm może bowiem funkcjonować wyłącznie w społeczeństwie opartym na zasadach moralnych, w którym tu i ówdzie odnajduje się jeszcze pozostałości po chrześcijaństwie. Ujmując rzecz inaczej, można powiedzieć, że historyczny liberalizm jest pasożytem na chrześcijańskiej cywilizacji i kiedy ciało, na którym żeruje, przestaje być zaczynem społeczeństwa, on również musi zginąć. Poszczególne wolności, których znaczenie podkreśla historyczny liberalizm, są zabezpieczone jedynie wtedy, gdy wspólnota ma charakter religijny i zapewnia tym wolnościom etyczne podstawy.
~ abp Fulton J. Sheen
(Komunizm i sumienie Zachodu, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2022, s.33)
Lars Vilks, Autoportret
praca na wystawie Sztuka polityczna w CSW
Bluźnierstwo to w swej istocie bardzo poważna sprawa. Jest wyrazem relacji człowieka z Bogiem, nawet jeśli jest to relacja negatywna. Dzisiaj jednak bluźnierstwo nabrało innego wymiaru, nie tylko wykraczając poza granice relacji człowiek-Bóg, ale wręcz opuszczając sferę sacrum. Jak pisał Andrzej Draguła:
„Proces sekularyzacji bluźnierstwa (i pokrewnych mu świętokradztwa i profanacji) polegał na przejściu od rozumienia bluźnierstwa jako naruszenia porządku wiary oraz wynikającej z wiary moralności do naruszenia porządku społecznego i prawa, które ma chronić interesy wszystkich obywateli. Widać to dokładnie, gdy bluźnierstwo – najpierw rozumiane jako grzech przeciwko Bogu – stopniowo nabiera cech przestępstwa wobec państwa i władzy publicznej, by obecnie – jako przestępstwo obrazy uczuć religijnych - stać się także przestępstwem przeciwko prawu jednostki do swobodnego wyznawania swojej wiary”[1]
Wynika z tego, że bluźnierstwo jest współcześnie odbierane nie tyle jako skierowane przeciwko Bogu, ale przeciwko innemu obywatelowi i jego prawom. Zatem problem bluźnierstwa jest dziś, czego dowodzi także Draguła – problemem zderzania i wyważenia dwóch wolności: wolności słowa, ekspresji i twórczości artystycznej oraz wolności wyznania. Tu przebiega front konfliktu. Dobre prawo powinno zabezpieczać wolności obu stron i w przypadku przekroczenia dawać łatwe narzędzia korekty. Sprawa w praktyce nie jest jednak tak oczywista, jak wydaje się jawić w teorii. Jeśli porównamy przypadki bluźnierczych aktów odebranych jako takie przez wyznawców różnych religii, zwłaszcza chrześcijaństwa i islamu, dostrzeżemy znaczące różnice nie tylko w traktowaniu wyznawców, ale w konsekwencjach dotykających bluźnierców. Weźmy pod uwagę dwa przypadki: „Pasję” Doroty Nieznalskiej oraz „Proroka jako psa na rondzie” Larsa Vilksa.
„Pasja” Doroty Nieznalskiej, czyli instalacja, której elementem jest obiekt w kształcie greckiego krzyża z przedstawieniem męskich genitaliów, została uznana za dzieło obraźliwie przez polskich katolików, a artystkę postawiono przed sądem. Sprawa toczyła się przez blisko dziesięć lat. W 2003 roku artystka została uznana za winną, jednak po apelacji w 2010 roku została ostatecznie oczyszczona z zarzutów. Dziś artystka bez najmniejszych problemów uczestniczy w życiu artystycznym, wystawia w prywatnych i publicznych galeriach w Polsce i za granicą.
Zapewne „Pasja” Doroty Nieznalskiej nie wzbudziłaby takich kontrowersji, ani artystka nie zostałaby postawiona przed sądem w Skandynawii, gdzie o wiele bardziej radykalne podejście do symboli religijnych nie budzi gwałtownych reakcji (np. w 2014 na antenie duńskiej telewizji TV2 Kulturen artystka wykonała performance „Oh, Jesus”, które jednym z elementów było symulowanie seksu oralnego z figurą Jezusa na Krzyżu). Bluźnierstwo wobec chrześcijaństwa pełni tam rolę nie tyle ryzykownego testu wolności artystycznej, ale raczej jest rutynowym gestem wolność tę potwierdzającym. Odnosząc się do przywołanego wyżej stwierdzenia Draguły, że bluźnierstwo dziś to naruszanie prawa jednostki, można stwierdzić, że w zachodnich demokracjach sytuacja ta obrócił się właściwie o 180 stopni: zwalczanie i krytykowanie bluźnierstwa jest uznawane za ograniczanie wolności jednostki. Swoisty test bluźnierstwa polega na bacznej obserwacji potencjalnych reakcji – reakcje emocjonalne, oburzenie, czy jakiekolwiek mocniejsze skrytykowanie takie dzieła zostaje uznane za brak niezbędnej tolerancji, poszanowania demokracji i państwa prawa.
Inaczej jest jednak w kwestii islamu. Nie jest to jednak prosta odwrotność – tzn. nie chodzi o to, że ta sama społeczność, która dopuszcza bluźniercze traktowanie symboli chrześcijańskich, agresywnie ostro reaguje przeciwko bluźnierstwu wobec islamu. Sęk w tym, że nie potrafi ona skutecznie obronić artystów, którzy takie prace wykonują. W teorii mają prawo do bluźnierczych gestów wobec islamu, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej.
Lars Vilks, praca na wystawie Sztuka polityczna w CSW
Lars Vilks wykonał w 2007 roku niewielki rysunek przedstawiający umieszczoną na rondzie figurkę psa z głową proroka Mahometa. Galeria, która zaprosiła artystę nie odważyła się wystawić rysunku. Został on jednak opublikowany w prasie, czego konsekwencją było nałożenie na artystę fatwy. Za jego głowę Abu Omar al-Baghdadi, określający się jako przywódca Państwa Islamskiego w Iraku, zaoferował 100 tys. dolarów. Artysta dostał całodobową ochronę, a jego życie zmieniło się diametralnie. Został pozbawiony możliwości normalnego funkcjonowania zarówno z sferze prywatnej, jak i zawodowej. Galerie oraz uniwersytety (Vilks był historykiem sztuki, wykładowcą na uniwersytecie w Uppsali) bojąc się konsekwencji rezygnowały ze współpracy z Vilksem. Paradoksalnie ochrona artysty stała się jego więzieniem. Podjęte w ten sposób przez społeczeństwo zadanie ochrony wolności słowa obróciło się przeciw artyście. Nieustanna groźba zamachu (artysta mimo ochrony doświadczył kilku prób ataku na swoje życie) spowodowała izolację artysty. W tym sensie autorzy fatwy odnieśli sukces, bo praktycznie wyeliminowali artystę z publicznego życia.
Porównując oba przypadki „bluźnierczych dzieł” można zauważyć, że o ile w Polsce próba rozstrzygnięcia przebiegu granicy między wolnością artystyczną, a prawem do ochrony symboli religijnych została przeprowadzona w formie procesu sądowego dając artystce możliwość dowodzenia swoich racji, o tyle Vilks takiej możliwości nie miał. W teorii jego prawo wolności artystycznej zostało uznane i ochronione, w praktyce dotknęły go konsekwencje, które uniemożliwiły mu swobodne funkcjonowanie. Gdybyśmy rozpatrywali sprawę tylko na płaszczyźnie prawnej, moglibyśmy stwierdzić, że prawo w Szwecji jest o wiele bardziej liberalne i akcentujące wolność artystyczną niż prawo polskie. W praktyce, czyli spoglądając na konsekwencje jakie dotykają artystów, sytuacja wygląda odmiennie.
Zostawiając na boku kwestię bluźnierstwa w islamie, chodzi bowiem raczej o złamanie istniejącego w tej religii zakazu przedstawiania i Mahometa i Allaha w ogóle, a nie tyle potencjalnie obraźliwego przedstawienia tego wizerunku, można zadać pytanie: skąd wynika ujawnione poprzez przykład bluźnierstwa różne nastawienie do tego typu zdarzeń wyznawców chrześcijaństwa i islamu? Czy chodzi o to, że chrześcijanie – mówiąc kolokwialnie – zostali opiłowani na tyle, że nie odważą się głośno protestować, a muzułmanie jeszcze tego procesu nie przeszli, a z czasem zaakceptują zasady zachodnich demokracji i będzie można ich obrażać do woli?
Myślę, że problem jest głębszy i nie tkwi on tylko w ewolucji religijnych zachowań, ale w samej religii i obecnej w niej koncepcji państwa i prawa świeckiego. Dla chrześcijaństwa istnienie państwa świeckiego nie jest zagrożeniem, choć wielokrotnie było zagrożeniem dla poszczególnych chrześcijan. Podobnie nie jest konkurentem, chociaż nie raz duchowni konkurowali z władcami świeckimi. Akceptacja porządku świeckiego, mającego swą autonomię, wynika z Ewangelii. Wystarczy przywołać choćby słynną dysputę Jezusa z faryzeuszami i zwolennikami Heroda (por. Mk 12, 13-17 ), którzy wystawiając Go na próbę pytali o akceptację rzymskich podatków. Jak pamiętamy, odpowiadając Jezus pośrednio zaakceptował rzymskie podatki wskazując, że nie kolidują one z czcią oddawaną Bogu. Ma to także związek z bluźnierstwem, bowiem na monetach – na co zwrócił uwagę Jezus – umieszczane były przedstawienia Cezara Tyberiusza uznającego się za boga, co dla pobożnych żydów było bałwochwalstwem. Jezus wykreśla zatem granicę między domeną państwa i Kościołem, który jest wspólnotą ponad dziedziną polityki. Wynika z tego także rozróżnienie między grzechem i przestępstwem. Bluźnierstwo choć jest grzechem, nie jest koniecznie przestępstwem. Do rozstrzygnięcia czy bluźnierczy gest narusza porządek prawny, potrzebny jest sąd, który bada jak wynika z przywołanego wyżej stwierdzenia Draguły, nie tyle czy została naruszona boska cześć, ale czy naruszono czyjąś wolność wyznawania wiary. Paradoksalnie poza-polityczność chrześcijaństwa pozwala mu funkcjonować w każdym ustroju prawnym, co nie oznacza, że każdy ustrój jest jednakowo oceniany przez chrześcijan z perspektywy prawa moralnego. Nawet jeżeli współczesny system prawny i sądowy zachodniej cywilizacji o wiele bardziej ceni wolność artystyczną niż wolność wyznania, nie zmienia to faktu, że domaganie się sprawiedliwości przez czujących się poszkodowanymi chrześcijan będzie zachodzić na drodze prawnej.
Inaczej ma się sprawa z islamem, w którym brak jest rozróżnienia na prawo świeckie i religijne. System szariatu oparty na Koranie, Sirze i Hadisach[2], reguluje wszelkie sfery życia społecznego, a jego wprowadzenie na całym świecie jest długofalowym dążeniem muzułmanów. Tam, gdzie nie jest to możliwie, muzułmanie mogą znosić inne systemy prawne, jednak jeśli jest to tylko możliwe – szariat powinien być wprowadzony. Brak rozróżnienia na sferę świecką i religijną sprawia, że islam de facto jest także doktryną polityczną, dla której doktryna polityczna cywilizacji zachodniej z założeniami takimi jak prawa człowieka, staje się konkurencją. Może być ona taktycznie znoszona, wykorzystywana lub wprost zwalczana. Ani Vilks, ani inny artysta, którego prace stanowiły naruszenie prawa szariatu, nie został pozwany przed sąd, gdzie mógłby bronić się przed zarzutami powołując się na prawo chroniące wolność artystyczną. Islam bowiem w przeciwieństwie do chrześcijaństwa nie respektuje prawa do wolności artystycznej czy twórczej w takiej formie, jak rozumiana jest ona w zachodniej cywilizacji (wszelkie przedstawienia Mahometa, nie tylko będące karykaturą, są niedopuszczalne). Posłużenie się terrorem, jakim jest nasłanie na artystę płatnego zabójcy, jest niejako formą obejścia i zlekceważenia prawa lokalnego i wymuszenia tą drogą prawa szariatu. Każdy z artystów, którzy potencjalnie zapragnęliby pójść w ślady Vilksa, musi mieć świadomość konsekwencji, czyli w najlżejszym przypadku społecznego wykluczenia. Choć oficjalnie nie zadekretowany, szariat zaczyna jednak obowiązywać także niemuzułmanów.
Powyższe rozważania skłaniają do konstatacji, że sprawa Vilska ujawnia kryzys zachodniej demokracji i państwa liberalnego. Z jednej strony autorytet chrześcijaństwa, które stoi u podstaw współczesnego myślenia o prawie respektującym podział na sferę świecką i duchową, jest pozbawiony w przestrzeni społecznej niemal całkowicie ochrony w imię nieograniczania wolności artystycznej. Z drugiej strony waga wolności artystycznej w praktyce, znika w konfrontacji z islamem, który wszak nie wzmacnia zasad prawa państw Zachodu, ale przeciwstawia im totalne prawo szariatu. Zachodni liberalizm marginalizuje całkowicie perspektywę moralno-religijną (jeśli chodzi o chrześcijaństwo) w debacie publicznej na temat potencjalnego bluźnierstwa. Tak formułuje to Draguła:
taka tendencja wynika z coraz powszechniejszego przekonania, że jedynie oceny formułowane z pozycji wolności do ekspresji są ocenami nowoczesnymi i - jak lubimy mówić - europejskimi, a oceny formułowane z punktu widzenia wolności religijnej, a więc z punktu widzenia wiary, są nienowoczesne, zaściankowe i dowodzą istnienia (…) ciemnogrodu[3]
Z drugiej strony współczesny islam właściwie wykazuje tendencję odwrotną: dość radykalnie, pod groźbą śmierci, podporządkowuje działalność artystyczną wymogom religii.
W starciu z islamem współczesna liberalna demokracja jest praktycznie bezsilna, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa, które sprawnie podporządkowuje swoim regulacjom. Jaka zatem przyszłość czeka Europę, jeśli tę sytuację potraktujemy jako papierek lakmusowy szerszych przemian społecznych?