Wojenne przemówienia ukraińskiego prezydenta Zełenskiego nie przypominają przemówień żadnego innego współczesnego polityka. Nie ma tu owijania słów w pozłotę fałszywej dyplomacji. W czasie wojny szkoda czasu na dyplomatyczne zabiegi. Słowa muszą być precyzyjne niczym ewangeliczne tak, tak; nie, nie. Muszą morderców nazwać mordercami i zagrzewać do obrony niepodległości tych, którzy nie chcą jej stracić.
Ósmego dnia napaści prezydent Zełenski apelując do krajów NATO powiedział:
Jeśli nas zabraknie, to kolejna będzie Estonia, potem Łotwa, potem Litwa. Dalej Gruzja, Polska
To słowa podobne do tych, które już kiedyś słyszeliśmy. Czternaście lat temu w Tbilisi, do którego zbliżały się niebezpiecznie rosyjskie czołgi, polski prezydent Lech Kaczyński powiedział:
[…] dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę
Jak przerażająco prorocze okazały się te słowa.
Lech Kaczyński zginął w 2010 roku pod Smoleńskiem w katastrofie lotniczej. Wraz z żoną, polskimi generałami, parlamentarzystami i innym członkami oficjalnej delegacji upamiętniającej polskich oficerów zamordowanych przez sowietów w Katyniu. Do dziś właściwie nie wiemy jak doszło do tej katastrofy lotniczej. Rosjanie nie zwrócili Polsce wraku samolotu, a teren jego upadku został bardzo szybko zagospodarowany. Nigdy nie stanął tam pomnik, który miał być wyrazem zadekretowanej wówczas przez Donalda Tuska i Wladimira Putina nowej, przyjaznej karty w stosunkach polsko-rosyjskich. Czarne, bazaltowe płyty, z których wykonana miała być droga ułożona wzdłuż linii podchodzenia do lądowania nieszczęsnego samolotu, leżą zmagazynowane w stosach pod płotem w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. W sumie te stosy są dziś jeszcze bardziej wymowne niż gotowy pomnik, gdyby jakimś cudem udało się go ukończyć. To wyciągnięta dłoń potomków ofiary, zlekceważona przez potomków oprawców.
Niszczejące na otwartym powietrzu elementy pomnika ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej, który miał stanąć niedaleko lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, to także dobry komentarz do podejścia polskich artystów do tego tematu. Polski świat sztuki przeszedł nad tym wydarzeniem do porządku dziennego. Nieliczni artyści, którzy temat podjęli zostali uznani za politycznie niepoprawnych: rusofobów, oszołomów, członków sekty smoleńskiej. Sama chęć upamiętnia katastrofy smoleńskiej w sztuce spotykała się z falą szyderstwa. Dla tych nielicznych artystycznych oznak pamięci mainstreamowe media ukuły pojęcie tzw. „sztuki smoleńskiej”, które w ich opinii miało stać się synonimu kiczu i złego gustu, tak jakby samo podjęcie tego tematu musiało skutkować powstaniem złego pod względem artystycznym dzieła. Tymczasem wśród niewielu dzieł jakie powstały, były także takie, które budziły uznanie – choć nie wyrażane w otwarty sposób – także ze strony lewicowych krytyków.
Jacek Adamas, Artforum, 2011
Jedną z takich prac jest „Artforum” Jacka Adamasa, która jest od 2020 roku częścią kolekcji Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Praca przedstawia numer czasopisma Artforum z lutego 2011 roku. Pismo jest rozłożone – jakby przypadkowo spadło na ziemię okładką do góry. Na widocznej pierwszej i ostatniej stronie okładki ukazane są dwa, odmienne zdjęcia. Pierwsze, autentyczne zdjęcie z tego numeru przedstawia pomalowany na złoto samolot i ludzi w złotych kombinezonach. To dokumentacja akcji polskiego artysty Pawła Althamera z czerwca 2009 roku, upamiętniającej 20. rocznicę częściowo wolnych wyborów, w wyniku których solidarnościowa opozycja utworzyła pierwszy niekomunistyczny rząd, a dawny autor stanu wojennego Wojciech Jaruzelski, został prezydentem. By uczcić rocznicę Paweł Althamer postanowił ubrać swoją rodzinę, sąsiadów, dziennikarzy w złote kombinezony. Następnie zaprosił ich do specjalnie wyczarterowanego na ten czas samolotu także pomalowanego na złoty kolor – poleciał on prosto do Brukseli. Złoci ludzie odbyli spacer po stolicy Unii Europejskiej i wrócili do Warszawy. Akcja odbiła się szerokim echem nie tylko w Polsce. Została odebrana jako symbol udanej transformacji, która pozwoliła przekształcić komunistyczne państwa na skraju bankructwa w pełnoprawnego członka Unii Europejskiej. Złoty kolor zrównał wszystkie blaski i cienie w jednoznacznym lukrowanym optymizmie z jakim celebruje się ważne rocznice, a zdjęcie z akcji trafiło także na okładkę znanego międzynarodowego pisma artystycznego Artforum w lutym 2011 roku.
Jacek Adamas w swojej pracy zestawia zdjęcie tej akcji z innym zdjęciem samolotu, które niespełna rok po akcji Althamera obiegło polskie media: fragmentem wraku prezydenckiego samolotu rozbitego pod Smoleńskiem. Choć jest to ślad historii innej podróży, innej delegacji, w zupełnie innym kierunku – zdjęcia zestawiane są tak, że złoty samolot i fragment wraku wydają się być połączone. To jakby jeden i ten sam samolot. Prosty gest Adamasa wykonany w obliczu tragicznego wydarzenia jest jakby zdarciem fałszywej pozłoty z rzeczywistości, która wcale nie jest tak błyszcząca. To gest artysty, który nie chce niczym Midas, przemieniać wszystkiego czego dotknie według swojej zachcianki, ale gest artysty, który chce w swojej sztuce raczej dotknąć rzeczywistości, dotknąć prawdy.
Praca Adamasa, to właściwie kwintesencja sztuki politycznej. Nie znalazła się jednak na wystawie „Sztuka polityczna” przygotowanej przeze mnie wraz Jonem Eirikiem Lundbergiem, co z dzisiejszej perspektywy oceniam jako wielki błąd. „Artforum” dobrze współbrzmiałaby z instalacją Waldemarta Klyuzko „Shattered Plain” odnoszącej się do zestrzelonego przez ludzi Putina samolotu malezyjskich linii lotniczych w 2014 roku nad terenem Ukrainy, czy plakatu „Achtung Russia” Wojciecha Korkucia ostrzegającego przez imperialnymi zakusami Puitna po aneksji Krymu w 2014 roku, czy wreszcie z „Obrazem wolności” Alesia Puszkina, opowiadającym historię tłumienia wolności na Białorusi przez sojusznika Putina, Łukaszenkę. Na ten brak zwrócił moją uwagę w swojej recenzji wystawy opublikowanej w magazynie Frieze Adama Mazur. Postrzega on pracę Adamasa szerzej, jako symbol zmian w sztuce polskie ostatnich lat:
Obecną sytuację w polskim świecie sztuki (…) dobrze ilustruje praca Jacka Adamasa Artforum z 2011 roku. Po niedawnym zakupie przez Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie (UCCCA) – jedną z najważniejszych kolekcji publicznych w Polsce – dzieło po raz kolejny stało się przedmiotem debaty dekadę po pierwszym pokazie. Praca zawiera egzemplarz znanego amerykańskiego magazynu artystycznego z lutego 2011 roku, rozłożoną tak, aby widoczna była zarówno przednia, jak i tylna okładka. Awers przedstawia zdjęcie „złotego samolotu”, który rzeźbiarz Paweł Althamer i jego współpracownicy wywieźli do Brukseli w 2009 roku w ramach Wspólnej Sprawy – projektu z okazji 20. rocznicy upadku komunizmu w Polsce. Rewers przedstawia wrak polskiego prezydenckiego samolotu po rozbiciu się pod Smoleńskiem w 2010 roku, w którym zginęło 96 osób, w tym ówczesny prezydent Lech Kaczyński. Dla nacjonalistów katastrofa jest symbolem upadku Polski w niewydolne, zdeprawowane państwo podporządkowane Brukseli, na łasce Niemiec i Rosji. Skrajna prawica uważa, że katastrofa była zamachem zorganizowanym przez rosyjskiego prezydenta Władimira Putina.
Doprawdy? Czyżby nacjonaliści i skrajna prawica mieli aż tak trzeźwe spojrzenie, by dostrzec to, co dzisiaj jest chyba dla wszystkich w Europie oczywiste? Że Putin to zbrodniarz zdolny do wszystkiego, a współpraca Niemiec i innych państw zachodniej Europy, niepomna ostrzeżeń państwa takich jak Polska, napędzały wojenną machinę? Że wczoraj Gruzja, dziś Ukraina, a potem Polska? Nie, raczej użyte tu określenia "nacjonaliści" i "skrajna prawica" mają dezawuować w oczach publicznej opinii tych, którzy po prostu patrzyli głębiej, pod pozłotę dominującej frazeologii produkowanej jako zasłona dymna dla współpracy z nieobliczalnym dyktatorem. Dokładnie tak samo Putin dzisiaj usprawiedliwia swoją inwazję na Ukrainę chęcią wyzwolenia ukraińskiego narodu spod władzy tajemniczych nacjonalistów.
Dziś praca Adamasa jest, niestety, bardzo aktualna. Nie można odmówić racji Mazurowi, który pisał swój tekst wczoraj, trwając być może w błogim przekonaniu podobnie jak reszta Europy, że Rosja to normalny partner biznesowy, choć nieco egzotyczny. Rzeczywistość dogoniła wizję prezentowaną przez artystę. A może raczej ta rzeczywistość nie dostrzegana przez wielu innych artystów, którzy podobnie jak politycy próbowali stroić swoją sztukę w pozłotę oderwanych od rzeczywistości utopii, sama zdezaktualizowała ich prace?
W dzisiejszych słowach prezydenta Zełenskiego aktualizują się słowa prezydenta Kaczyńskiego. Dziś jest jutro – Ukraina płonie pod barbarzyńskim atakiem Putina. Co będzie pojutrze? Czy po szoku spowodowanym atakiem, artyści roszczący sobie pretensje do uczenia i kształtowania społeczeństwa sięgną znów po fałszywe złoto maskujące rzeczywistość?